Circles, we’re going in circles...
Dizzie’s all it makes us...
We know where it takes us...
We’ve been before...
Closer, maybe looking closer...
There’s more to discover...
Find out what went wrong without blaming each other...
Dizzie’s all it makes us...
We know where it takes us...
We’ve been before...
Closer, maybe looking closer...
There’s more to discover...
Find out what went wrong without blaming each other...
Kroki ustały... A ja się lekko uspokoiłam.
- Rosalie?! Jesteś tu?! - usłyszałam głos mojego ukochanego...
- Tak! Tutaj w dole! - krzyknęłam do niego.
- O Matko! Rose! Tak mnie wystraszyłaś!
- Przepraszam. - odpowiedziałam kiedy zobaczyłam jego dziwne błyszczące oczy... Wstałam i wyciągnęłam rękę. Złapał ja mocno po czym wyciągnął z rowu.
- Przestraszyłeś mnie. - wydusiłam z siebie kiedy mocno mnie do siebie przytulił... Pachniał inaczej... Jak... Nie on. Odsunął się by spojrzeć mi w twarz. Uśmiechnął się ze skruchą... I wtedy zobaczyłam wielkie śnieżnobiałe kły... Na boginię! Zaczęłam się wyrywać... Nie udało się... Spojrzał mi w oczy i przemówił jakby telepatycznie: "Nie bój się." Zahipnotyzowana jego oczami i głosem przestałam się wyrywać. Wtedy uśmiechnął się upiornie i czule pogłaskał mnie po twarzy. Następnie wpił się w moje usta... Całował mnie tak namiętnie i gwałtownie że krew zaczęła lecieć mi z ust... Czułam ją... Gdy tylko ją poczuł zaczął całować mocniej i mocniej. Usta pulsowały mi z bólu, a z oczu popłynęły mi łzy. Otworzyłam oczy, on też... I obudziłam się... Szybko usiadłam. Na szczęście nikogo nie obudziłam... Pobiegłam cicho do łazienki i przemyłam twarz zimną wodą. Kiedy spojrzałam w swoje odbicie w lustrze... Odskoczyłam szybko i mrugnęłam. Uff. To tylko złudzenie. Wydawało mnie się że mam takie źrenice jak kot, dokładnie jak w moim śnie. Odetchnęłam głęboko. Za dużo paranormalnych książek. I tyle. Hm... Ciekawe... Ale nic nie było tam o kotach... Wróciłam do salonu. Robiło się coraz jaśniej. Nucąc piosenkę
Taylor Swift, pod tytułem: "Safe and Sound", wbiegłam na palcach na górę. W salonie nie było Vicky ani Liama... Więc... Są albo u Liama albo u nas... Najpierw zobaczę u Liama. Jest bliżej. Tak, jestem bardzo leniwa... Delikatnie otworzyłam drzwi pokoju Liama... Uśmiechnęłam się na ten widok. Leżeli przytuleni... Vi miała głowę na jego klacie, a on obejmował ją w pasie i lekko pochrapywał. Wyszłam z jego pokoju... A raczej teraz już ich pokoju. Bardzo do siebie pasują... Są identyczni! Cały czas się o nas troszczą jak rodzice. Westchnęłam. Teraz już wiem jak to jest mieć rodziców. Na myśl o rodzicach łzy pojawiły się w moich oczach. Nie zastanawiając się długo weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi - na klucz. Następnie zjechałam po nich, starając stłumić mój płacz. Zaczęłam się lekko trząść, miałam dreszcze...
These wounds won't seem to heal...
This pain is just too real...
There's just too much that time cannot erase...
Dreszcze powoli ustawały... A moje powieki stawały się coraz cięższe... Zimno mi było... Bardzo zimno, lecz nie miałam siły by się podnieść... Usnęłam... Obudziły mnie jakieś krzyki zza drzwi... Z tego co słyszałam stali tam wszyscy... Obudzili się... Przeszłam na czworaka do drzwi i przekręciłam klucz. Drzwi otworzyły się gwałtownie, uderzając mnie w głowę. Syknęłam z bólu. Nie byłam jeszcze na tyle silna... Więc upadłam. Wszyscy do mnie podbiegli i zaczęli przepraszać. Harry od razu wziął mnie w ramiona i zaczął mnie tulić...
- Jaka ona jest zimna! - wydarł się Hazza. Po czym wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego pokoju. Nie dość że przykrył mnie kołdrą to jeszcze z jakimiś pięcioma kocami... Było mi tak dobrze... Tak ciepło... Inni czekali pod drzwiami. Loczek powiedział im że muszę odpocząć i wszyscy zeszli na dół... Już prawie zasypiałam, kiedy otworzyły się drzwi. W drzwiach stał mój ukochany. Trzymał herbatę i kanapki. Położył to na stoliku nocnym i zamknął drzwi. Podał mi herbatę, upiłam z 5 łyków i podałam mu ją. Potem zaczął mnie karmić...
- Za Harry'usia! - powiedział trzymając kanapkę przed moją buzią z szerokim uśmiechem. Posłałam mu grymas i skierowałam swój wzrok na kanapkę krzywiąc się.
- Nie zjem tego. - wyszeptałam. A Hazza zrobił minę szczeniaczka. - No dobrze - dodałam. Uśmiechnął się i tak oto wcisnął mi cztery kanapki... Jak on na mnie działa... Gdy zjadałam podał mi herbatę, wypiłam ją do dna. Następnie poszedł to zanieść i wrócił na górę. Od razu wskoczył do mnie pod kołdrę i te koce. Przytuliliśmy się i rozmawialiśmy. Nawet nie wiedząc kiedy zasnęliśmy. Jak się obudziłam zobaczyłam wpatrującego się we mnie Lokowatego. Uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech i mnie czule pocałował.
- Co się stało? Wtedy w łazience? - wyszeptał mi do ucha. Opowiedziałam mu wszystko, o mojej, Jace'a i Vicky historii... Uroniłam parę łez. On oczywiście mnie pocieszał, czule całował i mocno przytulał. Wreszcie postanowiliśmy wstać. Popatrzyłam na zegarek. Była dopiero 15... Wow... Myślałam że będzie już 20... Poszłam do toalety, wzięłam prysznic i się ubrałam. Harry czekał pod drzwiami, jak wychodziłam przytulił mnie, musnął w usta i powiedział że mnie kocha. Odpowiedziałam mu tym samym a on z wielkim uśmiechem wszedł do łazienki. Poszłam na chwilę do mojego pokoju i pooglądałam stare rzeczy... Akurat gdy wychodziłam, wpadłam na mojego Loczusia! Zeszliśmy na dół, trzymając się za ręce. Wszyscy żartowali i się do nas szczerzyli. Wyszłam z Harry i Jace'em na lody. Tak jak mu obiecaliśmy. Trzymaliśmy małego za ręce i co chwila posyłaliśmy dobie radosne spojrzenia... Ah... Chcę żeby tak było... Już zawsze... Co jakiś czas przychodziły dziewczyny pytające o autografy i zdjęcia, on oczywiście nie odmawiał... Mi też to jakoś nie przeszkadzało. Weszliśmy do jakiejś lodziarni i kupiliśmy lody. Gdy już zjedliśmy i wyszliśmy... Napadli nas paparazzi. Pytali się czy jestem jego dziewczyną i czy to jest nasze dziecko. On nic nie odpowiedział. Ignorowaliśmy ich. Wróciliśmy do domu. Jace pobiegł do Louisa, który w coś grał. Ja z Hazzą skierowaliśmy się do kuchni, gdzie byli już moja siostra i Li. Porozmawialiśmy razem i najprawdopodobniej wybierzemy się na podwójną randkę. Potem poszłam się wymyć, a Loczek po mnie. Całowaliśmy się, a potem on mnie przytulił. A ja nie pozostając mu dłużna mocno się w niego wtuliłam i zasnęliśmy.
Miłość jest jak narkotyk.
Na początku odczuwasz euforię, poddajesz się całkowicie nowemu uczuciu.
A następnego dnia chcesz więcej.
I choć jeszcze nie wpadłeś w nałóg, to jednak poczułeś już jej smak
i wierzysz, że będziesz mógł nad nią panować.
Myślisz o ukochanej osobie przez dwie minuty, a zapominasz o niej na trzy godziny.
Ale z wolna przyzwyczajasz się do niej i stajesz się całkowicie zależny.
Wtedy myślisz o niej trzy godziny, a zapominasz na dwie minuty.
Gdy nie ma jej w pobliżu - czujesz to samo co narkomani,
kiedy nie mogą zdobyć narkotyku.
Oni kradną i poniżają się, by za wszelką cenę dostać to, czego tak bardzo im brak.
A Ty jesteś gotów na wszystko, by zdobyć miłość.
- Paulo Coelho.
Jestem gotowa na wszystko... By zdobyć miłość... By być szczęśliwą... Zrobię wszystko... Dla ludzi których kocham... Zawsze...
Rose
B <3
OdpowiedzUsuńO <3
OdpowiedzUsuńS <3
OdpowiedzUsuńK <3
OdpowiedzUsuńI <3
OdpowiedzUsuńSuper! <3 :D
OdpowiedzUsuńZapraszam:
http://1dlovesotry.blogspot.com
Zajebisty blog i fabuła wciągnęła mnie na maksa!
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tym opowiadaniu i nie umie doczekać sie następnego rozdziału ;**
Hej, chciałam Was powiadomić o nowym rozdziale.
OdpowiedzUsuńhttp://wyobraznia1d.blogspot.com/
P.S. świetny rozdział ; *