wtorek, 22 maja 2012

Rozdział VIII.

Leżałam... Leżałam w białej, długiej sukni na... Na jakimś białym puchu... Miałam wielkie śnieżnobiałe skrzydła... Cała blada... Miałam ogromne sińce pod oczami i ciemne, bordowe usta... Otworzyłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Jakby obudzona z jakiegoś snu rozejrzałam się dookoła... Wstałam... Podeszłam jakby na koniec obłoczka... I zrobiłam o jeden krok za daleko... Spadałam... I spadałam... Aż wpadłam do jakiegoś jeziora... "Nie umiem pływać... Nie umiem pływać..." - przeszło mi kilka razy przez myśl... Zaczęłam panikować... Tonęłam... Tonęłam... Nikt mnie nie słyszał... Chciałam kogoś zawołać, lecz nie słyszeli mnie... Gdy za każdym razem otwierałam usta by coś powiedzieć... Z moich ust wypływały bąbelki powietrza na powierzchnię... Zaczęłam walczyć z wodą... Chcąc wydostać się na powierzchnie... Nie udawało mi się... Chciałam się poddać... Tak bardzo byłam zmęczona... Nic nie widziałam... Tylko cały czas ten sam ciemny błękit... Przecież nic się nie stanie jak się poddam... Nic się nie stanie... Znowu wpadłam w ciemną nicość... I usłyszałam jakiś głośny dźwięk... Nagle usłyszałam krzyki jakiś ludzi "TRACIMY JĄ! TRACIMY! PODAJCIE MI SZYBKO DEFIBRYLATORY! SZYBKO!". Poczułam wielki ból w klatce piersiowej... Jakby przeszła przez nie błyskawica... "BŁAGAM CIĘ ROSE! NIE PODDAWAJ SIĘ! ZRÓB TO DLA MNIE! DLA NAS! TO NIE MOŻE SIĘ TAK SKOŃCZYĆ!" - usłyszałam zachrypnięty i zrozpaczony głos Harry'ego. Czy ja umieram? - spytałam się siebie... Muszę walczyć... Dla Harry'ego... Dla Victorii, Jace'a i dla chłopaków... Kiedy ja dłużej nie wytrzymam... Ten potworny ból... I znowu krzyki ludzi: "JESZCZE RAZ! NIE MOŻEMY JEJ STRACIĆ! NIE MOŻEMY!". Wzięłam wielki i głęboki oddech. I usłyszałam "UDAŁO NAM SIĘ! UDAŁO!". Dobiegły mnie dźwięki intensywnego płaczu i szlochania... Wśród nich rozpoznałam również płacz mojej siostry... A reszta to chyba byli chłopcy... "Nie płaczcie..." - chciałam powiedzieć, lecz nic nie wydobyło się z mych ust... Zaraz potem wszystko umilkło... Teraz słyszałam tylko pikanie jakiejś maszyny... Pikała co jakieś kilka sekund... I wreszcie obudziłam się... Auuuuuu! Jak tu jasno... Zaraz, zaraz... Jestem w niebie? Nieeee, za bardzo wszystko mnie boli... Za bardzo jestem słaba... Wzięłam ponownie głęboki oddech... I wypuściłam powietrze... Po policzkach popłynęły mi słone łzy... Wszystko tak boli... Nie mogłam się powstrzymać... Głośno jęknęłam... Na szczęście jestem sama w tej sali... Nie chcę żeby inni widzieli mnie w tym stanie... W nosie miałam jakieś rurki... Byłam cała podpięta do jakiegoś ustrojstwa... Do żył miałam podpięte jakieś woreczki... Jak to się nazywało... A tak kroplówki... Przełknęłam ślinę... I zerwałam wszystkie te dziadostwa. A tamta maszyna znowu zaczęła tak piszczeć, tylko teraz bez przerwy. Byłam w jakiejś workowatej, białej koszuli. Była mi aż do kolan. Cóż, jakoś muszę się stąd wydostać... Wyszłam na korytarz a tam cała moja paczka siedziała na siedzeniach. W moją stronę biegły dwie pielęgniarki i lekarz. O oł... Uciekamy! Zaczęłam biec... Strasznie zakręciło mi się w głowie... Kiedy przebiegałam koło nich, wszyscy spali. Oprócz Harry'ego który poniósł głowę i patrzył się na mnie jakby zobaczył ducha. Zatrzymałam się i wpatrywałam się w niego, zastanawiając się czemu tak się na mnie patrzy. Przechyliłam głowę, zmrużyłam oczy i nadal analizowałam czemu się tak we mnie wpatruje. Natychmiast wstał.
- Co do? - rzucił przerażony i niepewny. Po czym dostrzegł że sanitariusze mnie gonią i wziął mnie szybko na ręce. Zaczęłam się wyrywać, jak to ja. Po chwili przestałam patrząc na moje ręce... Były całe we krwi... To wszystko przez te kroplówki. Sanitariusze zaczęli coś tam krzyczeć, ale byłam zbyt otumaniona by rozróżnić poszczególne słowa. Harry szybko zaniósł mnie z powrotem do tego pokoju. Yh. Podłączyli mnie, pielęgniarki wyszły a lekarz i Hazza zostali. Przez wielkie okno zauważyłam jak reszta wpatruje się we mnie z przerażeniem. Lekarz wyszedł.
- Coś ty zrobiła?! - zaczął krzyczeć Loczek... Krzyczał coś tam jeszcze ale go nie słuchałam po chwili dodał: "Przepraszam...".
- Co się stało? - spytałam.
- Wylądowałaś w szpitalu... Zaraz po tym jak zemdlałaś, kiedy dowiedziałaś się że Vicky wyszła...
- Ahaaaaaa. Teraz pamiętam! - rzuciłam.
- Jesteś tu z powodu niedożywienia i odwodnienia. Czemu nic nie jadłaś ani nie piłaś?  spytał z troską.
- Ja po prostu nie byłam głodna ani spragniona... I tyle...
- Yh, nie rób tak więcej, dobrze? - wyszeptał czule Harry.
- Dobrze, obiecuję. - odpowiedziałam. A on pogłaskał mnie delikatnie po policzku... Jakbym była z porcelany... I pocałował w policzek... Następnie spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy... I naszą piękną i magiczną chwilę przerwał lekarz... Wygonił Harry'ego z pokoju z pretensjami iż mnie zamęcza i muszę odpoczywać. Pff. Rozmyślałam jeszcze o Harry'm i nawet nie wiem kiedy... Zasnęłam...

                                                                    Rose

2 komentarze:

  1. No tak! Przecież każdy by normalny człowiek by postąpił tak jak ona.
    Wyrwanie tych wszystkich kabelków i wielka ucieczka ;))
    Ja bym postąpiła tak samo ;DD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tez
    Szpitalne jedzenie moze dobic xd
    A co do opowiadania to WOOOW *_*
    Czyalam dziesiatki blogow z opowiadaniami ale takiego jeszcze nie ;)
    Z czystym sumieniem mogę powiedziec ze najlepszy jaki czytalam ;3

    OdpowiedzUsuń