poniedziałek, 21 maja 2012

Rozdział I.

Właśnie jadę w pociągu z naszego małego Betchworth do wielkiej stolicy - Londynu. Nie mogliśmy już tego dłużej wytrzymać... Tych ciągłych kłótni o nic. Ojczym i matka kłócili się przeważnie o to że nie dajemy im kasy na narkotyki, papierosy, alkohol czy inne świństwa. Nasz świat zawalił się osiem lat temu... Kiedy miałyśmy z Victorią zaledwie 9 lat... Wtedy właśnie nasz tata umarł... Umarł w wypadku samochodowym, wracał właśnie z pracy. Do nas. Nie zauważył auta, kiedy skręcał... Tamten kierowca miał lekki uraz głowy, połamane trzy żebra i złamaną rękę. Ale niestety, nasz tata nie przeżył. Wtedy nasza matka załamała się... Przestała się nami zajmować, myślałyśmy że to tylko "chwilowe", że to minie... Lecz pogorszyło się... Najpierw zaczęło się od małych dawek narkotyków, schowanych w łazience. Potem zaczęła pić, aż wreszcie palić, najczęściej jakieś skręty... Potem spotkała tego, tego potwora. Przez niego pogrążyła się jeszcze bardziej... Następnie zaszła z nim w ciążę. Nie dość że nie mieliśmy i tak pieniędzy, to jeszcze musieliśmy wykarmić i ubrać małe dziecko... Oczywiście ojczym i ona zagonili nas do roboty... Kazali nam zajmować się Jace'em, bo inaczej groziła nam że wyrzuci nas z domu, a sami całymi dniami się obijali, pili, palili i brali. Ojczym bardzo mało zarabiał, więc nie mieliśmy pieniędzy na jakieś porządne ciuchy czy jedzenie. Ale kiedy miałam dwanaście lat, pomyślałam że mogę zacząć śpiewać... Śpiewałam przy kafejce taty Simona. Kiedy jego tata usłyszał jak śpiewam zatrudnił mnie jako piosenkarkę do swojej kawiarni. Zarabiałam trochę pieniędzy, ale to nadal nie było wystarczająco dużo. Więc poprosiłam go również o pracę kelnerki, zgodził się. Nie mówiłam im o tym, ponieważ od razu chcieliby moje zarobione pieniądze... Niedługo potem Vicky też znalazła pracę, załatwiła jej ją kochana pani Jensen. Zbierałyśmy by pewnego dnia, tak jak dzisiaj uciec z braciszkiem, uciec od tej patologii jak najdalej. Udało nam się. Nareszcie. Gdy tylko wstałam, wiedziałam że dziś jest ten wielki dzień. Jak wróciłam ze szkoły, pobiegłam od razu do domu. Z daleka było słychać krzyki, więc z troską o Jonathana wbiegłam szybko do domu. Znowu się kłócili, o pieniądze na narkotyki... Weszłam na górę, na szczęście nie zauważyli mnie. Weszłam do pokoju i podeszłam od razu do mojej starej szafy. Otworzyłam ją i... Wiedziałam że Jace tam będzie. Gdy tylko mnie zobaczył rzucił mi się na szyję, mocno go przytuliłam. "Wszystko będzie dobrze, obiecuję jeszcze dzisiaj wyjedziemy daleko stąd." szeptałam mu do ucha i delikatnie kołysałam do rytmu nieznanej mi melodii. Następnie powoli i cicho zeszłam na dół, krzyki nadal były głośne, więc wyszłam szybko z nim z domu. Akurat zobaczyłam Victorię idącą niedaleko chodnikiem, podeszłam do niej z małym na rękach.
- Masz Jace'a, muszę załatwić parę spraw zanim wyjedziemy. Spakujesz nas? - powiedziałam jej i wręczyłam jej małego.
- Oczywiście, cieszę się że ten koszmar nareszcie się kończy. - powiedziała z ulgą wymalowaną na twarzy.
- Będę za jakieś pół godzinki. Nie zapomnij o naszych uzbieranych pieniądzach i uważaj żeby nie zauważyli że chcemy uciec, ok?
- Dobra.
Pożegnałyśmy się, po czym poszłam do kwiaciarni. Kupiłam piękne chryzantemy i poszłam na cmentarz... Do taty... Kiedy dotarłam delikatnie położyłam kwiaty na nagrobku... Nie mogłam powstrzymać łez cieknących mi po policzkach. Uklękłam i z czułością pogładziłam marmurową płytę szepcząc: "Wiesz tato, nareszcie nam się udało... Zaraz będziemy wolne... Pewnie jesteś z nas dumny... Długo pracowałyśmy by opuścić ten dom... Jedziemy do Londynu. Sama wybrałam to miasto, ale Victorii także spodobał się mój pomysł. A więc Londyn... Muszę się już zbierać. Pamiętaj zawsze będziemy o tobie pamiętać oraz bardzo cię kochać. Do zobaczenia, tatusiu..." Otarłam łzy, wstałam i wyszłam z cmentarza. Przed domem siedziała już Victoria z małym. Gdy mnie zobaczyła od razu podbiegła do mnie i mnie uściskała.
- Co jest płakałaś? - spytała się z wyraźną troską w oczach.
- Tak, ale wszystko okej. Po prostu byłam pożegnać się z tatą. - powiedziałam z "bladym" uśmiechem na twarzy.
- Ah, też byłam. To co jedziemy? - spytała podekscytowana i uśmiechnięta.
- Tak, jedźmy już. - odpowiedziałam jej szczerząc się.
I tak oto znaleźliśmy się tu. Wolni jak ptaki. Nagle poczułam jak ktoś szarpie mój postrzępiony, cienki sweterek.
- Wśyśtko dobźe? - zapytał mój mały braciszek. Tym samym wyrywając mnie z intensywnego myślenia.
- Tak, przepraszam zamyśliłam się... - odpowiedziałam i spojrzałam w czerwone, wytarte siedzenia naprzeciwko nas. Vicky spała z uśmiechem na ustach, mimowolnie również się uśmiechnęłam.
- Ćemu płaćieś? - spytał mały smutnym i zatroskanym głosem. Odruchowo dotknęłam swoich policzków, były całe mokre...
- Oh. To ze szczęścia, że nareszcie opuściliśmy ten dom. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy, pragnąc go rozweselić. Mały uśmiechnął się również i powrócił do czytania jakiegoś komiksu. Przez następne pół godziny podziwiałam zmieniające się krajobrazy za oknem. Ocknęłam się dopiero kiedy ktoś mną lekko potrząsał. Okazało się że to Victoria.
- Już dojechaliśmy! - wykrzyknęła z uśmiechem, odpowiedziałam jej tym samym. Chwilę później wychodziła z wagonu trzymając małą walizkę i Jace'a. Wchodząc popatrzyłam jeszcze na wielkie okno, za którym powoli zachodziło słońce i uśmiechając się pod nosem opuściłam pociąg. Jakąś niecałą godzinę później błąkaliśmy się po dzielnicach Londynu, szukając jakiegoś hotelu. Byliśmy aktualnie w jakiejś ciemnej, cichej uliczce.
- Chyba źle skręciłyśmy. - powiedziałam przystając. Wyciągnęłam mapę z prawej kieszeni moich jeansów, rozłożyłam ją i zaczęłam szukać miejsca w którym aktualnie jesteśmy. Słyszałam jak Jace dokądś biegnie... Podałam Victorii mapę rozglądające się za nim. Kiedy namierzyłam go wzrokiem zaczęłam iść w jego kierunku, był dość daleko i cały czas biegł. Nagle otworzyły się drzwi praktycznie obok Jace'a. Spanikowana przyspieszyłam kroku.
- Jace! - zawołałam prawie biegnąc, gdyż ktoś wychodził zza owych drzwi. Pierwszy wyszedł jakiś chłopiec w brązowych lokach, a za nim czwórka innych. Szłam dalej. Nagle gościu w lokach zauważył go i wziął go na ręce. Obrócił się do mnie z szelmowskim uśmiechem mówiąc:
- Twoja zguba? - zapytał nadal się szczerząc.
- Tak, dzięki. - odpowiedziałam oschle i wzięłam małego z jego rąk. Po czym odwróciłam się idąc z powrotem do czekającej i zdezorientowanej Vicky.
- Zaczekaj! - krzyknął nagle ten w lokach doganiając mnie. Odwróciłam się do niego i patrzyłam na niego oczekująco.
- Tak? - zapytałam po chwili.
- No bo... Ty nas nie poznajesz? - zapytał z wielkim zdziwieniem. Zmarszczyłam czoło intensywnie myśląc o co mu chodzi.
- Jakoś nie przypomina mi się żebym was znała. - szczerze odpowiedziałam z zaskoczeniem.
- Nie o to chodzi, tylko my jesteśmy One Direction. Może nas kojarzysz? - spojrzałam na niego zdziwiona i uniosłam brwi do góry. Po czym zerknęłam na resztę jego kolegów który przyglądali nam się, tylko jeden chłopak z gęstych brązowych włosach i oczach miał skierowany wzrok na moją siostrę.
- Niestety nie, przykro mi. - odpowiedziałam i chciałam już odejść, lecz on znowu zabrał głos.
- Aha. Może nas przedstawię... Ja jestem Harry, ten blondyn to Niall, ten w paskach Louis, ciemnowłosy Zayn, a ten szatyn ciągle patrzący na twoją siostrę to Liam. A ty jesteś? - już miałam mu odpowiedzieć, kiedy odezwał się szatyn.
- Zamknij się Harry! - warknął speszony, opuścił wzrok na swoje buty i zarumienił się. Chciało mi się śmiać, ale tak nie wypada więc się powstrzymałam i powiedziałam:
- Ja jestem Rose, to jest mój brat Jace, a to jest moja siostra Victoria. - wskazałam na zarumienioną szatynkę.
- A co tu robicie? Ta uliczka nie jest bezpieczna nocą. - powiedział blondyn.
- Zabłądziliśmy, wiecie może gdzie jest najbliższy hotel? - odezwała się pierwszy raz moja siostra.
- Mam pomysł! - krzyknął ten z szelkami i koszulką w paski. Wszyscy popatrzyli na niego pytająco. A on kontynuował:
- Możecie przespać się u nas! Mamy duży i bezpieczny dom! - rzekł głośno z podekscytowaniem w głosie.
Powiedziałam głośno i wyraźnie "NIE".
- To bardzo miło z waszej strony, ale nie będziemy się wam narzucać. Nawet was w ogóle nie znamy. - mówiła Vicky.
- Ależ to będzie dla nas czysta przyjemność, nic wam nie zrobimy naprawdę. Proszę... - powiedział Liam. Widziałam w oczach Victorii że ma już ulec, ale szybko rzuciłam do nich:
- Poczekajcie chwilkę porozmawiam z moją siostrą. - słyszałam tylko ciche "Okej" lokowatego i odciągnęłam Victorię na bok.
- Nie możemy! W ogóle ich nie znamy! A co jak nam coś zrobią pomyślałaś o tym?! - syczałam cicho na nią karcąc ją wzrokiem. I tak zaczęłyśmy się kłócić... Yh, wreszcie po jej nalegających namowach zgodziłam się. Podeszłyśmy do chłopaków.
- Jeśli nie będzie to dla was żaden problem... - zaczęła Victoria.
- Nie, nie, nie! Na pewno nie będzie! To chodźcie, zaprowadzimy was do auta. - powiedział szczęśliwy Liam i ruszył w stronę dużego, czarnego auta.
- Mamuuuusiu. - powiedział cicho mały. Harry popatrzył na mnie zdziwiony po czym wydukał:
- Mamusiu? Mówiłaś że to twój brat... - zaczęłam się głośno śmiać i wszyscy na mnie popatrzyli, po czym wyjaśniłam Harry'emu:
- Ty głuptasie! To jest mój brat, ale mówi do mnie mamo. - powiedziałam rozbawiona, widząc jego zdziwioną minę dodałam:
- Długa historia, kiedyś ci ją opowiem. - oświadczyłam z uśmiechem i widząc oczekujący wzrok Harry'ego wsiadłam do auta. Tam wzięłam Jace'a na kolana i zasnęłam...

                                                                                             Rose

2 komentarze:

  1. Super! Czekam na kolejne1 (:
    Mój blog: http://1dlovesotry.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. wpis w maju, komentarz w lipcu - zawsze spoko :)
    zabieram się do następnego!

    OdpowiedzUsuń