wtorek, 22 maja 2012

Rozdział VI.

                                                    * Oczami Victorii *
Kolejny dzień mijał nam bardzo szybko. Po wczorajszych udanych zakupach wszyscy byli w dobrych nastrojach już od samego rana. Gdy tylko zjedliśmy śniadanie pospiesznie posprzątałam i wygoniłam moją załogę do salonu. Rose jeszcze spała i nie miałam jej zamiaru budzić.
Liam stokrotnie ofiarował mi pomoc, ale kazałam mu dołączyć do reszty. Nie chciałam z nim przebywać sam na sam. Wiem, jestem głupia. Po tym incydencie w samochodzie po prostu... bałam się. Sama nie wiem czego. Ogólnie rzecz biorąc: nic już nie wiedziałam. Pustka w głowie towarzyszyła mi odkąd wróciliśmy do domu.
''Przynajmniej Rose i Harry się postarali'' - pomyślałam i natychmiastowo się uśmiechnęłam. O tak. Jakże się cieszyłam, że tej dwójce się udało! Byli razem tacy słodcy. Tak się dopełniali... No i ślicznie razem wyglądali. Podczas gdy moja siostra mi się wczoraj zwierzała ja też jej coś wyznałam. Wyznałam jej, że coś czuję do Liama. Wciąż się jednak nad tym zastanawiałam. Niby czuję to wszystko co zawsze chciałam poczuć. Ale... wciąż nie jestem tego pewna. Tak, on jest świetnym chłopakiem. Wręcz wymarzonym dla każdej dziewczyny. Tyle, że ja...
Właśnie? Co ja? Stchórzyłam?
- Opanuj się - powiedziałam sama do siebie. Powoli ruszyłam do naszego pokoju.
Moja siostra spała słodko więc wzięłam swój pamiętnik, mp3 i bluzę. Bardzo cicho zeszłam po schodach, uważając by nikt mnie nie usłyszał. Było to raczej mało możliwe biorąc pod uwagę jak bardzo krzyczeli do siebie w salonie.
''Pewnie Louis z moim bratem grają w grę. Znowu.'' - pomyślałam, przewracając oczami.
Wyszłam z domu wciąż uważając by nikt mnie nie usłyszał. Wolnym krokiem ruszyłam przed siebie. Na dworze było chłodno więc ubrałam bluzę i zapięłam ją pod samą szyję. Wiatr rozwiewał moje włosy. Chmury kłębiły się na niebie.
''Może padać'' - przeszła mi przez głowę ta myśl.
Szłam wolnym krokiem, przyciskając pamiętnik do piersi. Już od samiutkiego rana planowałam uciec. Chciałam wymknąć się na spacer by poukładać sobie myśli. Każdy z nas czasem czegoś takiego potrzebuje. Ciszy, spokoju, odizolowania.
Nie byłam obeznana w terenie mimo wszystko i tak szłam przed siebie.
Gdy zamknęłam oczy widziałam twarz Liama, gdy otwierałam oczy widziałam twarz Liama.
Wszędzie on.
Przełknęłam głośno ślinę i przyśpieszyłam kroku.
Jeszcze nigdy tak się nie bałam. Gdy tylko zjawiał się koło mnie moje serce łomotało w piersi, a myśli kłębiły się i nie zlepiały w sensowną całość.
Zauważyłam niedaleko park. Bez namysłu ruszyłam w tamtą stronę i przysiadłam na ławce pod dębem.
Otworzyłam swój pamiętnik i zaczęłam pisać:

Kochany pamiętniczku,
po raz pierwszy w życiu nie mam pojęcia od czego zacząć. Czuję się taka zagubiona i nie wiem co z tym zrobić. Nie powinnam się tak zachowywać. Powinnam się wziąć w garść i przestać myśleć o głupotach. Mam na głowie poszukanie nam jakiegoś mieszkania do wynajęcia i zajmowaniem się moją siostrą i bratem. Na pewno nie mogę zajmować się głupotami. Nie mogę.


Westchnęłam cicho. Mój tekst nie brzmiał sensownie, ale postanowiłam powrócić do pisania. Przynajmniej robiło mi się ciut lżej na sercu.

To wszystko mnie przytłacza. On mnie przytłacza. Tyle razy obiecywałam sobie, że gdy już zaznam prawdziwej miłości to się w niej nie zatracę. Nie dam się popaść w paranoję. Mimo wszystko będę patrzeć trzeźwo na świat i nie dam się zaślepić.
I co? Teraz tak po prostu to zrujnuję? Nie mogę. Tak, znowu nie mogę. A przecież chciałam zacząć nowe życie. Chciałam być wolna i szczęśliwa. Bez żadnych uzależnień. Po prostu być szczęśliwa, cieszyć się każdą chwilą życia.
Więc powinnam się zastanowić. Raz, a porządnie czego w końcu chcę. I na pewno nie powinnam się okłamywać. To najgorsze co może być.Okłamywanie się przed samym sobą. Wmawianie sobie czegoś uparcie choć i tak się w to nie wierzy.
Więc zadam sobie to jedno najważniejsze pytanie:
Czego chcę?
Odpowiedzi przychodzi tyle na raz. Jestem jednak już pewna odpowiedzi, pamiętniczku.
Chcę być szczęśliwa.
Tylko tyle. I niestety żeby być szczęśliwa nie mogę tak się nad sobą użalać. Nie mogę być wiecznie nieszczęśliwa, zagubiona. Muszę się wziąć w garść. Zostawić w tyle to co złe. I iść naprzód.


Wypuściłam powoli powietrze z płuc i wzięłam solidny sycący wdech.
Poczułam na twarzy krople deszczu. Dookoła było tak cicho i pusto.
Dokładnie tego potrzebowałam.
''No więc dobrze. Pierwszą sprawę załatwiłam. Teraz czas na drugą'' - pomyślałam.

Został jeszcze Liam. Ech na samą myśl serce wali mi jak oszalałe.
Czy to jest właśnie miłość? Potrzeba tej drugiej osoby w każdej godzinie, minucie, sekundzie naszego życia?
Tak. Nawet teraz pragnę by był obok. Jest taki... niby normalny chłopak, ale tak naprawdę jest inny. Troskliwy, opiekuńczy, uśmiechnięty, przystojny i odpowiedzialny.
Prawdziwy ideał.
Ale czy ideały istnieją?
Czy ja go... kocham?
Znów tyle pytań. Miałam się nie oszukiwać. Pragnę jego obecności, cieszę się na jego widok.
Może ten strach jest po prostu zwykłym tchórzostwem i muszę to pokonać? Może po prostu boję się kogoś naprawdę pokochać, bo boję się, że mnie zrani? Mam już tyle ran zadanych przez własną mamę. Czy chciałabym by zranił mnie ktoś równie dla mnie ważny?
Nie chcę. Tego stuprocentowo nie chcę.


Rozpadało się już na dobre. Mimo wszystko wciąż siedziałam. Pozwoliłam kroplom deszczu płynąć po mojej twarzy. Po moim pamiętniku. Wiatr stał się silniejszy i chłodniejszy.
Nie chciałam wracać. W oddali usłyszałam grzmot.
Po moim ciele przeszły ciarki.
Nienawidzę burz.
- Muszę wracać - szepnęłam sama do siebie, słysząc kolejny grzmot.
Przycisnęłam pamiętnik do piersi i szybkim krokiem ruszyłam w stronę skąd przyszłam. Nie wiem czy to przez pogodę czy przez późną porę na dworze zrobiło się ciemno.
Poczułam w gardle wielką gulę.
- Spokojnie - nakazałam sobie. - Którą drogą przyszłaś?
Strach nasilał się we mnie z każdą kolejną sekundą.
Usłyszałam za sobą kroki.
Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam mężczyznę w średnim wieku, z trzydniowym zarostem na twarzy i krótkimi czarnymi włosami. Miał ciemną karnację i był masywnej budowy. Gdy mnie dostrzegł jego oczy błysnęły. Przyśpieszył kroku, a ja uczyniłam to samo.
Byłam już cała mokra i powoli robiło mi się zimno.
Mało tego! Grzmoty nasilały się. Moja adrenalina buzowała. Czułam chęć krzyknięcia, ale to pogorszyłoby jeszcze sprawę.
Liczyłam, że ten facet pójdzie w drugą stronę. On niestety cały czas szedł za mną.
Nie powstrzymałam się od łez, które mieszały się z deszczem.
'' O Boże, pomocy!'' - krzyczałam w myślach. ''POMOCY!''
W końcu dorównał ze mną kroku. Zupełnie nagle złapał mnie za ramię i uśmiechnął się łobuzersko.
Poczułam mdłości.
- Hej, mała - odezwał się szorstkim głosem. - Co ty tu robisz zupełnie sama?
- Nie jestem sama - odpowiedziałam drżącym głosem. Próbowałam uwolnić się z jego uścisku, ale był silniejszy.
- Nie? - spytał, nie rozstając się z uśmiechem. - Wydaję mi się, że jednak jesteś.
Kopnęłam go w łydkę i widząc jak się zgina pospiesznie zaczęłam biec. Moje nogi były z waty, ale nie poddawałam się. Biegłam i biegłam ile sił w nogach. Łzy płynęły. Krzyk uwiązł mi w gardle.
Po chwili usłyszałam jego sapanie. Był bliżej niż myślałam.
''Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie'' - myślałam gorączkowo wciąż biegnąc.
Brakowało mi tchu i wirowało mi w głowie.
- POMOCY! - wydarłam się na całe gardło.
Nic.
Ani jednej żywej duszy.
Słysząc, że jest coraz bliżej, zamknęłam oczy.
Ujrzałam twarz swojej siostry uśmiechającej się i tulącą do Harry'ego. Mojego małego braciszka wiszącego na ramieniu Louisa. Liama. Liama patrzącego na mnie błyszczącymi oczami, łapiącego mnie za rękę. Nialla zjadającego cały słoik nutelli. Zayna denerwującego się gdy czochrałam jego włosy. Tatę. Zobaczyłam go na zdjęciu razem ze mną i moją siostrą. Obejmował nas dumnie i uśmiechał się.
- Będę za wami tęsknić - odparłam, zwalniając.
Facet złapał mnie za włosy i mocno nimi szarpnął. Krzyk uwiązł mi w gardle.
- Nieładnie zaczęłaś dziewczynko - szepnął mi do ucha. - Nieładnie.
Płakałam i rwałam się.
NIE PODDAWAJ SIĘ! WALCZ!
To był głos mojego taty.
WALCZ CÓRECZKO! ONI CIĘ POTRZEBUJĄ!
Zaczęłam wierzgać mocno nogami.
Nic.
Kopnęłam faceta w kroczę.
I nie tracąc czasu znów pobiegłam. Tym razem biegłam szybciej pomimo iż czułam się już całkowicie zmęczona, mokra. Traciłam oddech.
- Nie poddam się, tato. Obiecuję ci to!
I pobiegłam jeszcze szybciej.
Nie słyszałam już żadnych kroków. Znów otaczała mnie cisza.
Upadłam na mokry chodnik, raniąc sobie dłoń.
Pamiętnik wpadł mi gdzieś w krzaki. Mp3 wypadło mi z kieszeni i włączyło się. Piosenka Liama.
Burza była już blisko.
Poczułam zawroty głowy i powoli zapadłam w kojącą ciemność słysząc w oddali śpiew Liama:
So where do we go from here?
With all this fear in our eyes
And where
Can love take us now
We’ve been so far down. 

                                         * Oczami Rose - w tym samym czasie...*
Biegłam... Biegłam w krwistoczerwonej, dłuższej sukni... Przez jakiś park... Było słonecznie... W ręce miałam białą różę... Którą upuściłam w biegu... Biegłam dalej, kiedy na mój zarumieniony policzek spadła pierwsza kropla deszczu... A zaraz po niej spadły następne... Zboczyłam ze ścieżki, lecz biegłam dalej... Po jakimś czasie stanęłam po środku jakiegoś lasku... Zgubiłam się... Zaczęłam się rozglądać... Zdezorientowana, mokra i przestraszona... Poszłam przed siebie... Niedługo potem dotarłam na jakąś piękną, kolorową polanę... W chwilę kiedy postawiłam pierwszy krok na polance, przestało padać... Byłam sucha, nie miałam ani kropli wody na swoim ciele, zdziwiona poszłam dalej... Było tu pełno najróżniejszych kwiatów i krzewów... W tle zaczęła rozbrzmiewać muzyka... ( http://www.youtube.com/watch?v=so6ExplQlaY ) A słońce rozświetliło polanę... Nagle... Kolorowe krople deszczowej wody zaczęły unosić się wokół mnie... To było... Piękne... Następnie pojawiły się różnokolorowe, świecące motyle... Podeszłam do maleńkiego strumyczka, na drugim końcu polanki... Spojrzałam w swoje odbicie... I... miałam takie... Mieniące się kolorami tęczy oczy... Spojrzałam jeszcze raz w moje odbicie... Nie wydawało mi się... Nagle woda ze strumyczka zamieniła się w jakąś złotą maź. Przestraszona zerwałam się na nogi i przyjrzałam jeszcze raz.
- Co to jest? - szepnęłam do siebie, po czym zamoczyłam w tym palec... I w tej samej chwili obudziłam się z twarzą w poduszce. Głęboko odetchnęłam, po czym przeciągnęłam się i powędrowałam do szafy by wybrać jakieś ubrania na dzisiaj. Wzięłam pierwsze lepsze ciuchu, poszłam do łazienki i ubrałam się. Wyszłam z pokoju, ziewnęłam i skierowałam się na dół. W salonie Liam chodził zniecierpliwiony po pokoju, a reszta siedziała lekko wystraszona i wpatrywała się w chłopaka... Ściągnęłam brwi. Rozejrzałam się ponownie... Nigdzie nie było Victorii...
- Hej, gdzie Vicky? - spytałam. Odpowiedziała mi głucha cisza.
- Wyszła... - odpowiedział mi Liam... Następnie tracąc oddech upadłam w czarną nicość... Wiedziałam że nie jest bezpieczna... Musimy ją znaleźć... Znaleźć jak najszybciej...

1 komentarz:

  1. Widzę, że adrenalina rośnie?!
    Naprawdę to było pierwszorzędne, aż brak słów ;**
    Do następnej

    OdpowiedzUsuń