czwartek, 31 maja 2012

Rozdział XX.

Chciało mi się strasznie pić, więc poszłam do kuchni po picie, drzwi były otwarte... Po cichu podeszłam... I już miałam wchodzić kiedy usłyszałam głos Zayna Zakochałem się w Rose. ŻE CO?! ZAKOCHAŁ SIĘ... WE MNIE?! Słyszałam trzask szklanki o podłogę i wpatrującą się we mnie Vicky. Szkło rozbiło się na miliony małych kawałeczków, zupełnie jak moje serce... Na szczęście Zayn mnie nie zauważył. Uff. Popędziłam szybko na górę, po swoją komórkę. Gdy zeszłam zobaczyłam całą rodzinkę w komplecie przy telewizorze. Rzuciłam szybkie "Wychodzę." i chciałam wyjść kiedy usłyszałam głos Zayna:
- Mogę ci towarzyszyć? - i już miałam powiedzieć "Nie", kiedy niezależnie od mojej woli wypowiedziałam "Tak". Popatrzyłam na Hazzę, którego zżerała zazdrość. Skrzywiłam się. Wyszliśmy razem i skierowaliśmy się w stronę... Właściwie to nawet nie wiem gdzie... Szliśmy tak razem... Obłoczki pary wydobywały się z naszych ust... Ramię w ramię... Zaczęłam w środku panikować... Co jak on mi to powie? Że się we mnie zakochał... Co mam zrobić? Przecież nie rzucę mu się na szyję i pocałuję mówiąc że ja go też... Ja go nie kocham... Nie byłabym tego taka pewna. - usłyszałam ironiczny głos mojej podświadomości. Przełknęłam ślinę. Tak naprawdę nie byłam stuprocentowo pewna... Przecież nie mogłabym kochać obydwóch naraz... A pomyślałaś o tym że kochasz tylko jednego? Drugi to może zwykły przyjaciel, którego nie chcesz zranić... Ten głos nawet dobrze gada... Bardzo zależy mi na Zaynie... Na Harry'm też... Pierwszy raz odkąd wyszliśmy zwróciłam uwagę na otoczenie. Szliśmy w stronę London Eye... Ale... Będziemy tym jechać?! Od razu spanikowałam. Rozumiem jakbym stała na trzecim czy czwartym piętrze... Ale to ma więcej niż 100 metrów! Przełknęłam ślinę po raz kolejny i popatrzyłam na Zayna ze strachem w oczach. Ten tylko mnie przytulił i wyszeptał do ucha "Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.". Łatwo mu mówić. Wreszcie oderwał się. Coś mnie ukuło w środku. On nie przytulił mnie jak się przytula przyjaciółkę. Przytulił mnie inaczej... Jakby ostatni raz miał mnie w ramionach... A co ciekawsze mi się to podobało... Podoba mi się zapach jego perfum... Podoba mi się jego styl życia... Nawet podoba mi się sposób jaki pali... To jest bardzo dziwne, gdyż nienawidzę papierosów i rzeczy z nimi związanych... Na przykład narkotyków czy innych świństw. Wracając do nas... Weszliśmy do kapsuły. Czułam jak robi mi się gorąco... Zaczynam się coraz bardziej bać... Ale wytrzymam... Przynajmniej mam taką nadzieję. Po raz trzeci przełknęłam ślinę. Przed nami jeszcze czterdzieści minut... A to bardzo dużo czasu...
- Wiesz, Rosalie lubię cię... - spojrzałam na niego. Użył mojego imienia... Mojego pełnego imienia... W jego ustach wyszło to tak pięknie... Podoba mi się sposób w jaki je wymówił... STOP!
- Też cię lubię Zayn. - odpowiedziałam jakbym nic nie słyszała w kuchni... Jakbym nie wiedziała co ma na myśli... Udawałam niewinną... Lepiej żeby nie wiedział... Zaśmiał się gorzko i tak seksownie...
- Tak, tylko problem w tym że lubię cię bardziej niż powinienem... - serce zaczęło mi bić jeszcze mocniej niż w jego pobliżu. - A to źle... Bo chodzisz z moim przyjacielem... - ciągnął dalej.
- Nie rozumiem. - wypaliłam ściągając brwi i dalej udając niewiniątko. Ze zdenerwowania nerwowo zaczęłam przygryzać dolną wargę.
- Rosalie Elizabeth Cipriano kocham cię do cholery! - krzyknął, odwrócił się i walnął w szklaną ścianę kapsuły. Przełknęłam głośno ślinę. Stało się to czego najbardziej się obawiałam... ZAKOCHAŁ SIĘ... WE MNIE... CZEMU?! PRZECIEŻ WIE ŻE JESTEM Z HARRY'M! NIE MOGĘ SKAKAĆ Z JEDNEGO KWIATKA NA DRUGI! NIE MOGĘ! NIE! NIE MOGĘ ICH ZRANIĆ! CZEMU TO SIĘ STAŁO WŁAŚNIE MI?! CZEMU NIE ZAKOCHAŁ SIĘ W JAKIEJŚ FANCE?! JEST DUŻO ŁADNIEJSZYCH I LEPSZYCH ODE MNIE!
- Ja... Ja...
- Nie musisz nic odpowiadać. Wiem, chodzisz z moim przyjacielem... Nawet jeśli on na ciebie nie zasługuje... - przerwał mi.
- Zaraz! O co chodzi? - zapytałam. Loczek rzeczywiście ostatnio bardzo dziwnie się zachowywał... Wychodził na bardzo długo... Zastanawiałam się o co mogło mu chodzić...
- Bo on cię...
- On mnie co?
- Zdradza. To dlatego nie chce cię nigdzie wypuszczać. Żebyś nie zauważyła żadnych gazet z nim i jego dziewczyną. - wykrztusił. CO?! ZDRADZA MNIE?! Ostatnio się niepokoiłam, że spotyka się z jaką dziewczyną... Cały czas praktycznie wydzwaniała do niego jakaś Pauline . Ale tłumaczył się ze to jego młoda ciocia, która właśnie urodziła dzieci... I że jej pomaga... Zawsze wychodził z pokoju kiedy z nią rozmawiał... Jak mogłam być taka głupia?! Teraz do mnie właśnie dotarło że nie kocham Harry'ego... Że traktuję go jako przyjaciela.
- Zayn...
- Tak? - spytał zrezygnowany chłopak.
- Zrozumiałam to dzisiaj... Zawsze inaczej czułam się w twoim towarzystwie... Moje serce przyspieszało na twój widok, głos czy zapach... To prawda... Jestem z Harry'm. Ale... Ja... Nie kocham go. Może na początku to było zwykłe zauroczenie... Ale chcę... Żeby był tylko moim przyjacielem. Słyszałam jak dzisiaj mówiłeś mojej siostrze że mnie kochasz. I nie podsłuchiwałam. Chciałam iść się napić, a tu nagle dowiaduję się że mnie kochasz... Zrozum mnie to był dla mnie wielki wstrząs. Chciałam wszystko dzisiaj przemyśleć... I doszłam do wniosku że też cię kocham Zayn. Jak przyjdziemy to musimy poważnie porozmawiać z Hazzą, bo wiem że on też mnie nie kocha. - gdy tylko skończyłam, przyparł mnie do szklanej szyby, nasze usta połączyły się w namiętnym i długim pocałunku.

                                                                            Rose

Rozdział XIX.

W ostatnich dniach wszystko wróciło do normy. Bardzo mnie to cieszyło.
Mimo wszystko w duchu modliłam się by już nic nas równie strasznego nie spotkało.
Wczoraj wieczorem chciałam napisać coś w pamiętniku, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy, a co najważniejsze: straciłam ochotę w nim pisać. Może to i nawet lepiej. Przynajmniej skończę z przelewaniem swoich uczuć na kartki papieru i dzięki temu nabiorę więcej pewności siebie i przestanę być taka wrażliwa? Najprawdopodobniej już dojrzałam i nie potrzebuję wylewać swoich smutków i żalów na kartki papieru.
''Mam Liama'' - pomyślałam. ''Mu przecież wszystko mogę powiedzieć''.
Dlatego też schowałam swój pamiętnik do walizki na szafę w naszym pokoju.
Tymczasem leżę na łóżku Liama i zajadam się popcornem. Ten mój wilczy apetyt. Ostatnio tylko jem i jem. Niemal doganiam Nialla.
Uśmiechnęłam się lekko i ujrzałam kątem oka jak do pokoju wchodzi mój ukochany.
Gdy tylko usiadł objęłam go dłońmi za szyję i pocałowałam namiętnie w usta. Zaczęłam mierzwić jego włosy, bo to zajęcie naprawdę mnie odprężało i sprawiało wielką frajdę.
- Vicky. - mruknął z ustami na moich ustach.
- Hm?
- Trzeba iść na zakupy. Idziesz ze mną? Widzisz pomyślałem, że na obiad zrobimy zapiekankę serową, ale nie ma sera i...
Uciszyłam go pocałunkiem. Jego dłonie objęły mnie w pasie i rzuciły na łóżko. Jego ciało przygwoździło mnie do łóżka.
- No i co z tym serem? - spytałam, uśmiechając się łobuzersko.
Liam pocałował mnie delikatnie w szyję. Po moim ciele przeszedł rozkoszny dreszcz.
- Kocham Cię - wymruczał.
Ugryzłam go w ucho, a następnie odpowiedziałam mu tymi samymi słowami, łaskocząc go swoim oddechem.
Pocałował mnie przelotnie w usta.
- Okej, zbierajmy się.
Wstał z łożka i ruszył do drzwi. Usiadłam i poprawiwszy fryzurę ruchem ręki, poszłam za nim.
Niall i Louis siedzieli w salonie na kanapie i zajadając się chipsami, oglądali jakiś film.
Dzisiejszy dzień był wyjątkowo leniwy. Pewnie to przez pogodę. Za oknem padał deszcz i było ciemno choć była dopiero godzina dziesiąta rano.
Zayn, Hazza z moją siostrą i braciszkiem wciąż spali.
Jeżeli ktokolwiek w tym domu mógłby pobić rekord w spaniu to byliby to właśnie oni.
Oznajmiliśmy z Liamem chłopakom, że idziemy na zakupy, a ci tylko kiwnęli głowami.
Ubrałam się i splątując swoje palce z palcami mojego ukochanego ruszyliśmy.
Całą drogę przegadaliśmy. Praktycznie o byle czym. W sklepie nie było tłoczno, ale i tak szybko wzięliśmy potrzebne produkty i poszliśmy do kasy. W drodze powrotnej nie odbyło się bez fanek. Liam oczywiście zgodził się na zdjęcia i autografy. Ba! Nawet trochę pogawędził z tymi szalonymi dziewczynami.
- One mnie kochają - odparł z łobuzerskim uśmiechem gdy byliśmy już pod domem.
Klepnęłam go w ramię.
- Ał! A to za co? - jęknął.
- Jeszcze nie wiem - odparłam ze śmiechem i ruszyłam szybko do domu.
Ściągnęłam kurtkę i buty i razem z moim ukochanym poszliśmy rozpakować zakupy.
- Dzień dobry - powiedział Hazza, wkraczając do kuchni. Zaczął trzeć oczy. - Co tam?
- Wszystko okej - odpowiedziałam. - Co chcesz na śniadanie?
Chłopak cicho ziewnął.
- Zjadłbym tosty.
- Okej.
Hazza poinformował nas, że idzie obudzić Rose przy czym uśmiechnął się znacząco.
Wraz z Liamem przygotowaliśmy tosty dla Hazzy, a reszcie zrobiliśmy jajecznicę. Ja natomiast zrobiłam sobie płatki z mlekiem.
Gdy wszystko już na stole ułożyłam zawołałam załogę. Przyszli niemal natychmiast.
Jedliśmy w milczeniu, a niemal wszyscy ziewali co chwilę. Zayn miał lekko zmrużone oczy jakby wciąż jeszcze spał.
- Mam dla was niespodziankę - ogłosił Louis gdy zbierałam talerze. Liam natychmiast wstał by mi pomóc.
- Jaką? - zaciekawił się mój mały braciszek, a Loczek uszczypnął go w policzek.
- Ostatnio wiele się u nas wydarzyło - powiedział Pan Marchewka, a my pokiwaliśmy zgodnie głowami. - Postanowiłem że wyjedziemy. Na tydzień. Nad morze.
Zapadła głucha cisza, a po chwili Niall krzyknął głośno, a po nim pozostali.
- To naprawdę świetny pomysł Louis! - pochwaliłam chłopaka i poczochrałam go po włosach, a ten uśmiechnął się zwycięsko.
- Wyjeżdżamy jutro rano. - dodał.
- Wow, super, nie sądzisz, kotku? - spytał Hazza i pochylił się by pocałować moją zaspaną siostrę w usta.
Uśmiechnęłam się pod nosem i poczułam jak czyjeś dłonie oplątują mój brzuch. Następnie jego usta pocałowały mnie w szyję.
- Och, no tylko spójrzcie! - powiedział Niall. - Jacy wy jesteście uroczy! - wskazał mnie i Liama.
Zaśmialiśmy się.
- Dobra - Niall spoważniał. - Co na śniadanie?
- Nie denerwuj mnie Niall - wycedziłam przez zęby, a ten śmiejąc się szybko ulotnił się z kuchni. Za nim poszedł Louis z moim bratem na baranach. Rose i Hazza zostali, wtuleni w siebie oglądali gazetę.
Spostrzegłam, że Zayn jest jakoś dziwnie smutny i przygaszony. Postanowiłam przy najbliższej okazji spytać się go co się stało.
Tymczasem poszłam myć naczynia, a mój ukochany wciąż stał za mną, głowę opierając o moje ramię.
- Świetny pomysł z tym morzem, nie sądzicie? - zagadał Hazza, ucałowawszy czoło mojej wtulonej w niego siostry.
- Tak, genialny - odparłam równocześnie z Liamem.
Po umyciu naczyń ulotniłam się z moim ukochanym do jego pokoju. Rozłożyłam się na jego łóżku i zaczęłam przeglądać jakiś album ze zdjęciami. Liam drzemał tuż obok mnie, wtulony we mnie jak w jakiegoś pluszowego misia.
Osobiście jednak wcale mi to nie przeszkadzało.
Zachciało mi się strasznie pić więc wyplątałam się z uścisku mojego miśka i zeszłam na dół. Zastałam tam tylko Zayna. Siedział zamyślony, a gdy mnie zauważył lekko się uśmiechnął.
Nalałam sobie do szklanki wody i upiwszy solidny łyk, usiadłam naprzeciwko Pana Zamyślonego.
- Hej, co się dzieje?
Westchnął cicho.
- Aż tak widać, że coś ze mną nie tak? - spytał.
- Ja takie rzeczy widzę, Zayn. - odpowiedziałam. - A teraz odpowiedz na moje pytanie.
- Bo ja... ja się chyba zakochałem.
Zachłysnęłam się wodą, którą miałam akurat w ustach. Pospiesznie się opanowałam i spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami.
 - Ale... w kim?
Spuścił wzrok.
- Zayn. - warknęłam. - Powiedz mi natychmiast o kogo chodzi.
Gdy uniósł wzrok w jego oczach czaił się strach. Wyglądał tak... inaczej.
''O kogo może mu chodzić?'' - zaczęłam się zastanawiać.
- Okej - poddałam się po minuty ciszy. Cicho westchnęłam i wstałam od stołu. - Nie chcesz to nie mów Malik. Mimo wszystko nie dołuj się kolego. Jutro wyjeżdżamy, uśmiechnij się i idź spakować lusterko.
Przy ostatnim zdaniu uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Zakochałem się w Rose.
Szklanka, którą miałam w dłoni upadła z głośnym hukiem na podłogę.

      Vicky

Rozdział XVIII.

Poczułam coś na ustach... Przez moje ciało przeszła błyskawica. Chwilę potem poczułam jak usta mi płoną, a następnie całe wnętrze... Otworzyłam oczy... Znowu ten biały sufit. Eh. I te krzyki... Rose! Rose! Przepraszam to moja wina! Zrobię wszystko żebyś mi wybaczyła! Kocham cię! Nie opuszczaj nas! O Matko. Masakra. Głowa mi pęka. Fajnie, żyję. Jupi! Co za ironia losu. Ból który towarzyszył mi przy cięciu znikł... Nie wiem jak... Ale znikł. Wow. Sufit zrobił się czerwony! A teraz zielony... To bez sensu. Nagle na suficie pojawił się... Nie zgadniecie kto... Elvis! Tak ten! Elvis Presley! Śpiewał dla mnie! Aww! Jak on słodki! Zobaczyłam teraz pochylonych nade mną moich przyjaciół, siostrę, brata i Harry'ego. Zaczęłam się najzwyczajniej w świecie śmiać. I usłyszałam głos zza światów! Przepraszam, lekarz dał jej jakieś leki. Ten głos był kobietą! Znaczy właścicielką tego głosu była kobieta. Tak, właśnie. Coś nie tak z jej źrenicami. - powiedział Zayn. Ale że z kogo źrenicami? Nie rozumiem go. Są takie... Jak u kota... - szepnęła przerażona Vicky. Teraz pochylił się  centralnie nade moją głową Loczek. Uuuu... Nie wiedziałam że zrobił se afro... Znowu wybuchnęłam śmiechem. R-rose? - zapytał. Zaraz, zaraz... On mnie nazwał Rose? Aha... Ale ja mam na imię Genevieve.
- Jestem Genevieve. Kto to Rose? - spytałam ze śmiechem. Wszyscy spojrzeli na mnie z pytającymi minami. Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Nagle zaczęłam nucić niezależnie od mojej woli:


Somebody mixed my medicine...
I don't know what I'm on...
Somebody mixed my medicine...
Now baby it's all gone...
Somebody mixed my medicine...
Somebody's in my head again...
And somebody mixed my medicine...
Again. Again. Again...
Again. Again. Again...
Again. Again. Again...
Somebody mixed my medicine...
Somebody mixed my medicine...
Somebody mixed my medicine...




- Zaraz, zaraz! Jakie leki do cholery?! O czym ona śpiewa?! - wykrzyczał Pan Duże Afro. - Ten wasz kuzyn jest dilerem czy co?! - te krzyki skierował do Vicky. Od razu odezwał się Liam z twarzą w fioletowe kropki.
- Nie krzycz na nią. - wycedził przez zęby.
I zaczęła się awantura... Nad moim łóżkiem... Pff. Nie odzywam się do nich. Zaczęłam znowu nucić:


Somebody mixed my medicine...
I don't know what I'm on...
Somebody mixed my medicine...
Now baby it's all gone...
Somebody mixed my medicine...
Somebody's in my head again...
And somebody mixed my medicine again, again...

There's a tiger in the room and a baby in the closet...

Pour another drink mom I don't even want it...
Then I turn around and think I see someone that looks like you...




Wszyscy znowu na mnie spojrzeli, a następnie na siebie samych i zaczęli coś tam gadać pod nosem. Jakie znowu leki? Gdzie ona widzi tygrysy? Jakie dziecko w szafie? Drinki?
A ja znowu zaczęłam się z nich śmiać. Au, moje nadgarstki. Spojrzałam na nie... Ktoś zawiązał mi jakieś szmaty na nadgarstkach. Aha... Może teraz taka moda... Nieee... Kto by nosił szmaty na nadgarstkach? Proszę was. O, nareszcie się pogodzili. A teraz... ZABIERZCIE MNIE STĄD! Tu tak śmierdzi. Ble. Spojrzałam z nudów na moje paznokcie. WOW. Myślę że powinnam je obciąć. Moje paznokcie zmieniają kolor! Ale bajer!
- Dobra, zabieramy ją stąd? - spytał blondynek. - Lekarz powiedział że jej stan jest stabilny. Możemy ją zabrać. - Ej! Od kiedy Niall jest hipisem?! Ale mu włosy urosły, ma je aż do pasa! Ja tu chyba leżałam ze trzy lata... Odgarnął swoje blond włosy i uśmiechnął się
- Jasne. - odpowiedział Zayn... A swoją drogą... Kiedy on tak się opalił?

                                       * Dwa Dni Później *
Cały czas leżałam w swoim łóżku... Oczywiście nie licząc kąpieli... Wtedy Vicky cały czas pukała i sprawdzała czy żyję. Eh.To jest straszne. Mówili że w szpitalu miałam jakieś kocie źrenice... Teraz mam normalne... To dziwne... Harry cały czas do mnie przychodził... Przepraszał i tak dalej... Wybaczyłam mu. Bo co miałam zrobić? Za bardzo go kocham, bym mogła pozwolić żeby taka głupota oddaliła nas od siebie. Wszyscy wyjaśniliśmy sobie wszystko. Hazza pozwala mi wychodzić kiedy chcę, ale biorę zawsze moje BlackBerry. No cóż, co z tego że dzwoni co jakieś pół godziny... Widać że się o mnie troszczy. Uśmiechnęłam się. Oznajmiłam wszystkim że wychodzę i wyszłam. Biały, puszysty śnieg przysypywał ulice i usypiał... Szłam dalej, rozglądając się. Rany... Ale tu biało... Nagle zadzwoniła mi komórka.
- Hej Rose!
- Simon! Cześć! Opowiadaj co tam u ciebie!
- Dobra zaraz ci opowiem, a teraz odwróć się. - powiedział, po czym zakończył połączenie.
Odwróciłam się powoli. Pięć metrów przede mną stał dobrze zbudowany chłopak, szatyn z oczami koloru płynnej czekolady. Na Boginię! Nie wierzę! To jest SIMON! Co on tutaj robi?! Nie zastanawiając się długo rzuciłam mu się na szyję.
- Nie wierzę! Nie wierzę! Nie wierzę! Uszczypnij mnie! To sen! - krzyczałam. Simon uszczypnął mnie lekko w policzek. - Okej, to nie sem... - powiedziałam cała w skowronkach. - Co ty tu robisz?
- Stęskniłem się i pomyślałem że cię odwiedzę. - odpowiedział szczerząc kły. Ruszyliśmy razem przejść się. Porozmawialiśmy jakieś pół godziny i dostałam sms-a od Loczka.

Hej kochanie! Robi się ciemno... Zaczynam się o ciebie martwić...
Przyjdź proszę już do domku.... Będę czekać! :)
                                                       Twój Loczkowaty Świrek

- Muszę wracać. - oznajmiłam Simonowi i pożegnaliśmy się uściskiem. Dotarłam do naszego pałacu...
- Hej wszystkim! - krzyknęłam przy wejściu. Od razu przyleciał do mnie Jace i zaczął mnie ściskać. Zaraz po nim, ledwo nadążając przybiegł Hazza. Oboje zaczęli mnie ściskać, na szczęście Vicky ich odgoniła. Harry oznajmił iż zrobi mi gorącą czekoladę, zgodziłam się ochoczo i weszłam do salonu. Tam Niall wcinający jakieś chrupki, Zayn i Lou oglądali jakąś telenowelę.
- Nie Hubercie! Nie możesz! Nie mów jej tego! - krzyczał zaaferowany Lou, a wszyscy wybuchnęli śmiechem. Po chwili wszedł Li i Vicky. Oczywiście trzymali się za ręce. Ah, ta miłość. Lou nagle poczochrał Zayna po włosach, a Zayn nerwowo wyciągnął lusterko z kieszeni i zaczął się przeglądać pod każdym kontem. Przyszedł Mój Książę, trzymając ciepły napój. Moje zbawienie! - pomyślałam i odebrałam z jego rąk gorącą czekoladę, dziękując mu. Usiadłam z nim na kanapie, a ten się tak wtulił we mnie jakbym była jakimś miśkiem. Czy ja wyglądam na miśka? Eh. Dobra, nie odpowiadajcie, bo się jeszcze załamię. Chwilę później przyszedł mój malutki braciszek i usiadł mi na kolanach. Dopiłam czekoladę i zaniosłam kubek do kuchni. Włożyłam go do zlewu i gdy się odwróciłam o mało nie dostałam zawału. Stał tam Harry, który podszedł do mnie i posadził mnie na blacie obok zlewu. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Nasze języki błądziły, wykonując dziki i szalony taniec, który mógłby trwać wieki. Wreszcie po... Jakimś długim czasie... Oderwaliśmy się sapiąc. Do kuchni wpadł Lou krzycząc:
- O nie! Harry! Ty mnie zdradzasz?! Jak mogłeś! Dzisiaj śpisz na kanapie! Bez gadania! A tak na marginesie nie wchodzić do kuchni, bo oni wymieniają ślinę! - ostatnie zdanie skierował do reszty i wyszedł udając że płacze. Zaśmiałam się z Hazzą. Weszliśmy na górę, a następnie do jego pokoju. I uwaliliśmy się na łóżko. Tam położyłam się praktycznie na niego, podpierając się rękami ułożonymi między jego głową i zaczęliśmy się całować. Kiedy skończyliśmy jak to nazwał Lou "wymianę śliny" położyliśmy się obok siebie. Złapał mnie za rękę, jakby miała się zaraz rozlecieć i ucałował ją mówiąc Kocham cię. Odpowiedziałam mu tym samym i zasnęliśmy.



You know I'll be...
Your life, your voice your reason to be...
My love, my heart...
Is breathing for this...
Moment in time...
I'll find the words to say...
Before you leave me today...







                                              Rose

środa, 30 maja 2012

Rozdział XVII.

Stałam zamurowana i wpatrywałam się przed siebie tępym wzrokiem.
- Zwariowałeś?! - wrzasnął Louis, łapiąc Harry'ego za koszulę. Mocno nim potrząsnął jakby chciał dzięki temu przywrócić Hazzie resztki rozumu. - CZY TY ZDAJESZ SOBIE SPRAWĘ CO WŁAŚNIE ZROBIŁEŚ?!
- PUŚĆ MNIE! - warknął Loczek, siłując się z Panem Marchewką.
Chciałam ich powstrzymać, ale nic nie mogłam w tej chwili wydusić.
Po chwili już tarzali się podłodze, zawzięcie walcząc. Wyglądali przerażająco - jakby mieli ochotę się zabić.
- Chłopaki! - wrzasnął Liam, przywołując ich do porządku. - Walką tego nie załatwicie.
Mój ukochany wziął Hazza z podłogi i unieruchomił mu ręce.
- Louis. - Niall stanął koło kolegi i pomógł mu wstać. Następnie poklepał go po plecach.
- Jesteś dupkiem Harry - powiedział szorstko Louis niemal plując temu w twarz. - Jesteś cholernym dupkiem Harry!
- Co ja takiego zrobiłem?! - krzyknął w odpowiedzi tamten. - To ona wyszła, nic nie mówiąc! Przyprowadza jakiegoś kolesia! Skąd wiesz co robili gdy byli sami?!
Zayn wkroczył na środek i cicho westchnął.
- Harry, to jest jej kuzyn - powiedział spokojnie. - Nic z nim nie robiła.
- Miała prawo wyjść - dodał Liam. - Nie możesz jej trzymać w tym domu jak w klatce. Nie wpadło ci do głowy że może ona chce czasami pobyć sama?
Pan Marchewka zaśmiał się szorstko.
- On jest na to za tępy! - krzyknął. - Ona cię tak kochała a ty się na nią wydzierasz bez powodu i ona teraz...
Poczułam tępy ból w klatce piersiowej. Nie mogłam przez chwilę złapać oddechu. Poczułam piekący i krótki ból na dłoni. Pospiesznie ruszyłam w stronę naszego pokoju. Złapałam za klamkę.
Zamknięta.
Zapukałam, ale odpowiadała mi głucha cisza.
- Rose! - jęknęłam cicho, osuwając się na podłogę. Tępy ból w klatce piersiowej wcale nie ustał. Przeciwnie. Powiększył się. Coraz trudniej było mi złapać oddech. Ponownie zapiekł mnie nadgarstek. - Ałć, ałć, ałć.
- Vicky - Liam kucnął naprzeciwko mnie i ujął moją twarz w swoich dłoniach. - Wszystko w porządku?
Chciałam się wymusić na lekki uśmiech, ale nie udało mi się. Zagryzłam wargę.
- Muszę się tam dostać - powiedziałam bezradnie.
Po chwili Liam z pomocą Zayna i Nialla wyważyli drzwi. Wbiegłam spanikowana do środka lecz nie zastałam tam Rose. Serce waliło mi jak oszalałe.
- Nie ma jej tu! - krzyknęłam zrozpaczona. Liam przygarnął mnie w objęcia i zaczął kołysać.
- Ciii - szepnął. - Ciii, nie panikuj. Zaraz ją znajdziemy.
- Musimy ją znaleźć teraz - zacisnęłam swoją dłoń na jego koszuli i wyplątawszy się z jego uścisku pobiegłam na korytarz i do łazienki.
Zamknięta.
- O Boże - szepnęłam, a łzy zaczęły płynąć po moich policzkach. Czułam, że stało się coś strasznego... Rose... Ona... - Wyważcie te cholerny drzwi! - krzyknęłam.
Chłopaki natychmiast się mnie posłuchali. Drzwi wylądowały na ziemi z głośnym hukiem.
Wbiegłam do środka, a widok jaki tam zastałam pozostanie do końca w mojej pamięci...
Rose leżała nieprzytomna na kafelkach. Z jej nadgarstka płynęła krew.
Kałuża krwi.
Żyletka.
Krew.
- O BOŻE! - krzyknęłam, łapiąc się za głowę. Łzy płynęły jeszcze szybciej. Tępy ból w klatce piersiowej nasilił się.
- Zatamujmy krew! - krzyknął Zayn i już wyciągał ręcznik. Niall kucnął bok mojej siostry i wraz z mulatem owinęli jej ręcznik wokół nadgarstka, tamując krew.
Zaczęłam drżeć. Było mi zimno i strasznie słabo.
- Dzwonię po karetkę! - odezwał się Liam, wyciągając telefon i wykręcając numer. Słyszałam w oddali jego głos...
- Rose...? - Harry stał w progu drzwi z malującym się strachem i rozpaczą na twarzy. Już chciał wejść do środka, ale Louis go wyprzedził i wypchnął go z łazienki.
- Nie wejdziesz tutaj - warknął.
Zayn stanął naprzeciwko Hazzy.
- Nie masz prawa się do niej zbliżać - mruknął. - Zrozumiałeś?!
- Chłopaki, karetka już jest! - krzyknął Liam.
Wciąż stałam z boku... Przyglądałam się temu wszystkiemu z boku, nic nie robiąc. Łzy spływały mi po policzkach, a ja nie byłam w stanie nic sensownego zrobić.
Wynieśli moją siostrę na noszach.
Słyszałam płacz mojego braciszka. Siedział na kolanach Hazzy, który również płakał.
Wyszłam za resztą na korytarz. Wtuliłam się w Liama i cicho załkałam.
- Będzie dobrze - ucałował moje czoło. - Obiecuję.
Pojechaliśmy razem za karetką. Jeszcze nigdy nie czułam się równie dziwnie, równie... obco. W mojej głowie rodziły się najstraszniejsze scenariusze. Zacisnęłam powieki jakbym dzięki temu mogła je odgonić.
Liam siedział tuż bok mnie, trzymając pocieszająco moją dłoń.
Po raz pierwszy widziałam ich wszystkich z takim smutkiem malującym się na twarzy. Nikt nic nie mówił. Nikt nie wspomniał o Harry'm i moim braciszku, których zostawiliśmy w domu.
''Dlaczego wszystko zaczęło się komplikować?'' - pomyślałam smutno. ''Przecież tyle już przeszłyśmy... Nie mogę stracić mojej siostry''.
Poczuwszy pojedynczą łzę płynącą po moim policzku, pospiesznie ją starłam.
                                                                         ***
                                                                 Godzinę później
Siedzieliśmy w poczekalni, czekając na jakiekolwiek wieści. Modliłam się by moja siostra przeżyła. Tak bardzo pragnęłam ją teraz przytulić i usłyszeć jej sarkastyczny ton, że wszystko jest w porządku i czemu tak płaczemy jak głupole.
- Idę po kawę. Ktoś chce? - spytał się nas Zayn, a my pokiwaliśmy gorliwie głowami.
Gdy mulat wrócił i podał nam po kubkach gorącej kawy pospiesznie upiłam potężny łyk. Ciepły płyn rozlał się po moim ciele.
- Zimno ci? - spytał Liam.
- Nie - odpowiedziałam szeptem. - W porządku, Liam.
Objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w niego. Zapach jego perfum dawał mi pewne poczucie bezpieczeństwa.
- Mam dobre wieści - ogłosił lekarz, stając pośrodku korytarza. - Rose odzyskała przytomność. Chce się z panią zobaczyć.
Mówiąc to patrzył na mnie. Pospiesznie wstałam, czując jak serce wali mi jak oszalałe. Poszłam za lekarzem, odwracając się ostatni raz.
Niall, Zayn i Liam unieśli do góry kciuki lecz nie uśmiechali się.
Wparowałam do pokoju swojej siostry i rzuciłam się na nią, mocno ją do siebie przygarniając. Jej oczy były pełne łez, a dłonie niepewnie zacisnęły się na moich plecach.
- Siostrzyczko - jęknęłam, a łzy popłynęły po moich policzkach.
- Wyglądasz jak Rudolf Czerwononosy - zauważyła gdy wyplątałam się z jej uścisku i usiadłam na skraju łóżka.
Zaśmiałam się nerwowo.
- Dzięki.
- Vicky... - szepnęła cicho, patrząc tępo w sufit. - Nie czuję się za dobrze.
Złapałam jej dłoń i mocno ją uścisnęłam.
- Nie powinnaś tego robić... Tak mnie wystraszyłaś... Ja... Błagam Rose nigdy więcej... - mówiłam i mówiłam, chcąc złagodzić swój ból. W głębi czułam się jednak lepiej. O wiele lepiej.
- Vicky - powtórzyła i spojrzała mi w oczy. - Czy... Harry tu jest?
- Rose... - szepnęłam bezradnie, a potem westchnęłam. - Nie. Został z Jace'm.
W jej oczach czaił się ból.
- Powiesz mu, że ze względu na wszystko... kochałam go?
- Rose?! Co ty gadasz?!
- Powiesz mu?
- Czemu gadasz takie bzdety?! Sama mu to powiesz! - znowu zaczęłam drżeć.
Zacisnęła mocno moją dłoń.
- Vicky - wycedziła niemal przez zęby. - Opanuj się, człowieku.
- Przepraszam - mruknęłam, wycierając wolną ręką twarz. Wzięłam potężny wdech. - Ostatnio tyle się dzieje... Jestem taka wrażliwa. Nie powinnam taka być. Każda drobnostka powoduje u mnie płacz. To czasami takie denerwujące i dziecinne.
- Wiem, Vi - pokiwała lekko głową. - Musisz wziąć się w garść. Bądź silna i niezależna. Nie płacz z byle powodu.
Tym razem to ja pokiwałam lekko głową.
- A teraz... Przekażesz to Harry'emu?
Chciałam zaprzeczyć, ale zamiast tego pokiwałam lekko głową.
Na jej ustach lekko zakwitł uśmiech.
- Kocham Cię siostrzyczko.
- Ja ciebie też. - szepnęłam tak cicho że nie wiem czy mnie usłyszała.
Jej powieki lekko opadły.
Coś w pokoju zaczęło pipkać.
Krzyk uwiązł mi w gardle.
Dalej wszystko działo się w spowolnionym tempie. Do pokoju wpadł lekarz i mnie wypędził. Ruszyłam na nogach z waty w stronę korytarza. Potem wpadłam w kogoś ramiona.
Liam.
Nie płakałam. Nie drżałam. Nie krzyczałam.
Stałam. Stałam jak mur, nie wiedząc co się wokół mnie dzieje.
Odepchnęłam Liama i oparłam się o ścianę. Zauważyłam jakąś postać idącą korytarzem.
Harry.
Miał w oczach łzy.
Szedł do pokoju mojej siostry.
Bezradnie ruszyłam za nim.
- Rose! - krzyknął Loczek, rzucając się w jej stronę. Lekarze odciągali go lecz on mocno trzymał się łóżka. Pochylił się nad moją siostrą i szepnąwszy: Kocham Cię, pocałował ją w usta.
Chwilę później oczy mojej siostry otworzyły się.

    Vicky

wtorek, 29 maja 2012

Rozdział XVI.

Mommy Direction and Daddy Direction się pokłócili i pogodzili. Hm... Ja bym tak nie mogła... Mam za silny charakter... Więc Harry, strzeż się. Powiedziałam że idę się przespać, weszłam na górę i zamknęłam za sobą drzwi. Wyszłam na balkon. Drugie piętro... Nie tak wysoko... Najwyżej złamię sobie nogę, albo coś. Cóż. Czego się nie robi dla samotności... Przeszłam przez barierkę... Okej, czy mi się wydaje... Czy nagle znalazłam się wyżej? Przełknęłam ślinę. Zamknęłam oczy i westchnęłam. Puściłam się barierki i skoczyłam. Chwilę później byłam już na dole. Wylądowałam na czterech łapach... Ale mimo to trochę zabolało. Odwróciłam się, na szczęście nikt mnie nie zauważył. Wszyscy siedzieli w salonie i pili podajże herbatę. Vicky była wtulona w Liama, a ten wąchał jej włosy i uśmiechał się pod nosem. Uśmiechnęłam się diabelsko, nasze zakochane gołąbeczki. Hazza siedział i rozmawiał z Jace'em, który pokazywał mu coś w telewizji. Tym razem uśmiechnęłam się błogo. Dobra, spadam. - pomyślałam i szybko wyszłam z podwórka. Założyłam czarny kaptur na głowę i poszłam w stronę miasta. Nie chciałam żeby ktoś mnie rozpoznał. Chciałam spędzić ten czas sama. Przemyśleć parę spraw. Szłam dalej i wpadłam do jakiejś kafejki. Zamówiłam Latte, poczułam zapach kawy... Momentalnie przypomniał mi się mój najlepszy przyjaciel Simon... Był dla mnie jak prawdziwy brat i ojciec zarazem. Strasznie troskliwy i miły. Ah, ciekawe co on teraz robi. Popatrzyłam na zachmurzone i ciemne niebo. Nie widać Księżyca... Szkoda. Kocham się w niego wpatrywać. Pamiętam jak miałam z Simonem po jedenaście/dwanaście lat i uciekałam na noc z domu, bo oni strasznie się kłócili. Wtedy on uspokajał mnie i pocieszał mówiąc że pewnego dnia ucieknę stamtąd. Patrzyliśmy wspólnie na tarczę Księżyca i gwiazdy. Nadawaliśmy im swoje imiona, gdyż nie znaliśmy prawdziwych. Uciekałam tak prawie co noc. Nawet teraz mając siedemnaście lat uciekałam. Pamiętam jakby to było wczoraj, kiedy byliśmy tam po raz ostatni... Kazał mi przysięgnąć, że nigdy go nie zapomnę. Przysięgłam mu to... Jeszcze dał mi kartkę z numerem telefonu... Żebym zadzwoniła... Jak będę miała telefon... Czekaj, czekaj... Wyciągnęłam z kieszeni dość starych jeansów TĄ kartkę. Z drugiej kieszeni wyciągnęłam moje nowe BlackBerry. Wystukałam numer i zadzwoniłam. Ze zdenerwowania zgniotłam kartkę...

A co jeśli nie będzie chciał ze mną rozmawiać...
Co jeśli znalazł sobie innych przyjaciół i nie ma czasu... 
Albo zapomniał...
Lub chce o mnie zapomnieć...
Może przeze mnie teraz cierpi...
Proszę...
Niech odbierze...
Chcę tylko usłyszeć jego piękny melodyjny głos...
Chcę wiedzieć czy z nim wszystko w porządku...
Chcę wiedzieć czy mnie pamięta...
Czy tęskni...
Jak ja...
  
Z tego wszystkiego nawet nie zauważyłam że wstrzymuję oddech. Sapnęłam i chwilę potem rozległ się jego głos:
- Tak?
- S-s-simon?
- Rozi? Rozi to ty?
- Tak, to ja.
- O mój boże! Jak ja cię dawno nie słyszałem! Opowiadaj co tam u ciebie!
- No... Jesteśmy już w Londynie... I mieszkamy z One Direction w domu. - zaśmiał się, lecz po chwili spoważniał.
- Nie żartujesz?
- Mówię prawdę.
- Wow... - wykrztusił.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę. Powiedział że jak dobrze pójdzie to przyjedzie za niedługo do Londynu.
- Tęsknię za tobą... - wyszeptał czule.
- Ja za tobą też. Zawsze będę.
- Muszę kończyć, pomóc tacie w kawiarni. Zadzwonię wkrótce! Pa!
- Pa!
Skończyliśmy rozmowę. Dopiero teraz poczułam jak łzy ciurkiem spływają po moich policzkach, wytarłam je i dopiłam moje Latte. Wyszłam z lokalu. Nagle ktoś zawołał:
- Ej! Cipriano!
Momentalnie odwróciłam się... Na Boginię! Stał tam James. Szelmowsko opierał się o latarnię i uśmiechał się łobuzersko. Był on wysokim blondynem z chabrowymi oczami. Uśmiechnęłam się do niego radośnie, podbiegłam i uściskałam go. Oddał uścisk.
- James?! Co ty tu robisz?!
- A tak kręcę się po mieście i akurat zauważyłem ciebie. - odsunęliśmy się od siebie. Nie widziałam go jakieś dobre 2-3 lata.
- Widzę że udało ci się uciec. - powiedział. Pokiwałam głową. - Wiedziałem że ci się uda, jestem z ciebie taki dumny. - uśmiechnęłam się serdecznie. Również porozmawiałam z nim tylko chwilkę, ponieważ śpieszyłam się do domu. Wymieniliśmy się aktualnymi telefonami i już miałam odchodzić, kiedy złapał mnie za ramię.
- Odprowadzę cię. - zaproponował, zgodziłam się. Tak dawno nie widziałam mojego kuzyna... Zmienił się. Wyprzystojniał. Ostatnio kiedy go widziałam miał dość dużo pryszczy i był strasznie chudy. Teraz jest bardzo dobrze zbudowany, a po pryszczach nie ma śladów. Podprowadził mnie pod drzwi. Zaprosiłam go do środka, po chwili wahania zgodził się. Wiedziałam że będę miała kłopoty, bo nikt nie wiedział że wychodzę. Ale trudno. Vicky musi go zobaczyć. Nacisnęłam klamkę i weszliśmy. Skierowałam nas do salonu. Wszyscy gdy nas zobaczyli mieli otwarte buzie i posyłali mi zdziwione spojrzenia. Przedstawiłam ich sobie i jak tylko Vi usłyszała jego imię zerwała się. Zaczęła mu się przyglądać i przytuliła się do niego. Spojrzałam na Loczka, siedział ze skwaszoną miną... Był... Zazdrosny... O MNIE?! Eh, wszystko mu wyjaśnię jak James pójdzie. Pogadaliśmy wspólnie razem i kuzyn oświadczył iż musi już iść, bo się spóźni na jakieś spotkanie w sprawie pracy. Gdy tylko wyszedł Hazza złapał mnie za rękę i zaprowadził mnie na górę do swojego pokoju. Jak tylko zamknęły się za nami drzwi zaczął na mnie krzyczeć.
- JAK TY WYSZŁAŚ?! KTO TO JEST?! ZDRADZASZ MNIE?! JAK MOGŁAŚ?! - zaczął krzyczeć tego typu rzeczy.
- Ale... - zaczęłam.
- NIE! NIE CHCĘ CIĘ JUŻ WIDZIEĆ NA OCZY! - moje łzy zaczęły kapać na podłogę.
- To jest mój kuzyn! - krzyknęłam mu w twarz i wyleciałam z jego pokoju. Zobaczyłam wszystkich na korytarzu. Posłałam im przepraszające spojrzenia i wbiegłam do mojego pokoju, zamykając go na klucz. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam ryczeć. Czułam najgorszy ból na świecie... Tak silny...

I'm not a stranger...
No, I am yours...
With crippled anger...
And tears that still drip sore...


Zaczęłam płakać jeszcze bardziej.

I'm tired of feeling so numb...
Relief exists I find it when...
I am cut...


Zaśpiewałam cicho i weszłam do łazienki. Wyciągnęłam żyletkę...
Przyłożyłam ją do nadgarstka... Zamknęłam oczy...
I delikatnie pociągnęłam...

But I do not wannabe afraid...
I do not wanna die inside just to breathe in...
I'm tired of feeling so numb...
Relief exists I found it when...
I was cut...
 

                                       Rose 

Rozdział XV.

Rose i Harry wyszli na zakupy, a my przenieśliśmy się do salonu. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie, a potem wtuliłam w Liama, który głaskał mnie po głowie.
Dzisiejszego dnia straszliwie bolała mnie głowa i byłam jakoś dziwnie przemęczona.
- Mam propozycję - oświadczył Louis jak zwykle szczerząc się od ucha do ucha. Już wiedziałam, że uknuł jakiś plan.
- No gadaj! - zachęcił go Liam.
- No więc... Pomyślałem, że gnieździmy się tak tutaj w tym domu....
- Mi to opowiada - wtrącił Niall, wkładając rękę do paczki chipsów i wyciągnąwszy garść wrzucił ją sobie do ust i zaczął głośno ciamkać. Rzuciłam w jego stronę ostrzegawcze spojrzenie, a on natychmiast przestał.
Louis chrząknął i zaczął od nowa:
- Siedzimy całymi dniami w domu. Nie robimy nic sensownego... Pomyślałem, że wyjedziemy gdzieś. Gdziekolwiek. Może nad morze? - odpowiedziała mu głucha cisza. - Jestem też za tym żeby zrobić jakiś koncert bądź pojechać do studia i nagrać nową piosenkę.
Westchnęłam cicho i mocniej się wtuliłam w Liama. Powieki mi powoli opadały, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam od zaśnięcia.
Niall i Louis zaczęli się kłócić. Jeden twierdził, że nic złego się nie dzieje jak jesteśmy w domu, drugi sprzeciwiał się i tłumaczył że mu się już to nudzi.
Mój brat wkroczył do pokoju, chowając coś za plecami. Uśmiechał się promiennie, a rączki miał umazane kredkami świecowymi.
- Co tam chowasz? - spytałam.
- Rysunek - odpowiedział, nie rozstając się z uśmiechem. Wzięłam go na kolana i poprosiłam by mi pokazała obrazek.
- O jejku - szepnęłam. - Jaki piękny. Kto to jest? - wskazałam palcem pierwszą osobę po lewej.
Mały spojrzał na Liama i obydwoje uśmiechnęli się do siebie.
- To jest wujek Liam - odparł mały. - To jesteś ty siostrzyczko. Trzymacie się z wujkiem za rączki. Potem jest wujek Niall ze słoiczkiem nutelli, wujek Zayn z piłką i wujek Louis ze mną i nową grą. A tutaj - wskazał ubrudzonym paluszkiem dwie ostatnie osoby. - jest moja mamusia Rose i tatuś Harry, oni też trzymają się za rączki.
W oczach czaiły mi się łzy. Przygarnęłam malca w objęcia i ucałowałam go w główkę.
- Ten rysunek jest przepiękny - powiedziałam, a Liam kiwnął głową i wstał. Podszedł do szafki i zaczął grzebać w jakimś pudełku. Po chwili wyciągnął z niego ramkę i razem z moim braciszkiem obłożyli rysunek w ramkę i powiesili na ścianie w kuchni.
Minęła godzina od wyjścia mojej siostry z Hazzą więc powoli zaczęłam się niepokoić. Jednak mój ukochany uspokoił mnie mówiąc, że oni potrzebują trochę prywatności.
Musiałam się czymś zająć by nie zwariować. Poszłam do swojego pokoju i przekopałam swoją pościel.
Serce zaczęło mi szybciej walić.
''Tylko nie to!'' - pomyślałam, gorączkowo przerzucając kołdrę.
- Musi tu być - szepnęłam. - Musi. Tutaj go zostawiłam.
Usiadłam na podłodze i złapałam się za głowę.
Rozmyślałam gdzie ostatni raz zostawiłam pamiętnik.
- Pod poduszką - szepnęłam, kiwając się w tył i przód. - On był pod poduszką. Dlaczego zniknął?!
Spanikowana zeszłam na dół. Chłopaki zajęli się czymś sensowniejszym niż kłótnią i grali w grę. Właściwie to Louis i mój braciszek grali, a reszta im kibicowała, zawzięcie krzycząc.
- Liam - szepnęłam, pochylając się nad chłopakiem. Ten natychmiast usadził mnie na swoich kolanach i przyglądał z ciepłymi błyskami w oczach. - Wiesz może... Widziałeś może mój pamiętnik?
Wyraz jego twarzy natychmiastowo się zmienił. Uśmiech zszedł z warg równie szybko jak się pojawił. Dłonie na moich biodrach zsunęły się na kanapę.
- Nie mam pojęcia - odparł chłodno.
Odskoczyłam od niego przerażona jego reakcją.
- Liam?
- Nie wiem, kochanie - odpowiedział, nie patrząc w moją stronę. Patrzył tępo w telewizor.
Wyszłam z salonu.
''O co mu chodziło? Coś nie tak zrobiłam? Dlaczego tak dziwnie się zaczął zachowywać?'' - zaczęłam panikować, rozmyślać. Głowa coraz bardziej mnie bolała.
Wróciłam do swojego pokoju i jeszcze raz przeszukałam pościel. Następnie szuflady. Tym razem przeszukałam wszędzie - i wciąż nic.
Siedziałam na łóżko z bolącą głową, uczuciem pustki i strachu.
Wtedy drzwi do pokoju uchyliły się a w progu stanęła Rose.
- Vicky? - szepnęła cicho, wchodząc i siadając na skraju mojego łóżka. - Dlaczego płaczesz?
Wysmarkałam nos i usiadłam obok niej.
- To nic takiego - odpowiedziałam, starając się by mój głos nie drżał. - Ja...
- Co się stało? - spytała ostro. - No już, gadaj.
Otarłam łzy rękawem swojej ulubionej szarej bluzy.
- Zgubiłam swój pamiętnik... A potem....
Opowiedziałam jej o tym jak Liam się dziwnie zachowywał gdy spytałam go o swoją zgubę. Rose słuchała mnie z uwagą.
- Widzisz? To nic takiego. Nie potrzebnie panikuję. Pamiętnik zaraz się znajdzie. - podsumowałam, nie za bardzo przekonywującym tonem.
- Mam z nim pogadać?
Pokręciłam przecząco głową.
Moja siostra mocno mnie przytuliła i zaczęła pocieszać, że pamiętnik się znajdzie i żebym się nie przejmowała takimi rzeczami.
Chwilę później usłyszałyśmy krzyk Harry'ego, który zawołał nas na kolację.
Zeszłyśmy na dół do kuchni gdzie wszyscy już siedzieli, pogrążeni w rozmowie.
Usiadłam koło Liama, który ani razu na mnie nie spojrzał. Zagryzłam nerwowo wargę.
Nie miałam pojęcia co zrobiłam, ani o co mu chodzi. Czułam po prostu pustkę, która wsysała mnie do środka. Chciałam znów poczuć jego wargi na swoich, jego oddech, perfumy i te pieszczoty.
Wpatrywałam się w rybę z obrzydzeniem, ale postanowiłam ją zjeść by inni nie nabrali podejrzeń że coś ze mną nie w porządku. Gdy zjedliśmy nie miałam siły zmyć naczyń. Po prostu wstałam od stołu i wyszłam, milcząc. Czułam na sobie palący wzrok całej swojej załogi. Całej załogi prócz jednego osobnika.
Liama.
Czując, że łzy znowu napływają mi do oczu zamiast pobiec na górę skręciłam w lewo i wybiegłam na dwór.
Wybuchnęłam płaczem i po prostu poszłam przed siebie. Miałam straszliwą pustkę w głowie. Czułam się coraz gorzej.
Chodziłam bez celu, czując spływające po moim policzku łzy.
Gdy zamierzałam wrócić ujrzałam idącą w moją stronę postać.
To był Liam.
Stanęłam jak wryta, nie starając się wytrzeć łez czy nosa. Po prostu stałam i patrzyłam jak do mnie idzie. Wyraz jego twarzy jednak się nie zmienił. Wciąż pozostawał obojętny i zlodowaciały.
- Wyszłaś - powiedział.
- Jak widać - mruknęłam, starając się opanować drżący z nerwów głos. - Wyszłam.
- Martwiliśmy się.
Zmrużyłam lekko oczy. Nie chciałam na niego patrzeć.
- Vicky...
Uniosłam wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. Przez chwilę wydawało mi się, że widzę te jasne błyski. Ale tylko mi się wydawało. Tymczasem w jego oczach czaił się ból i rozpacz. Usta ułożone były w grymasie.
- Wiem gdzie jest twój pamiętnik.
Poczułam, że serce mi przyśpiesza.
Liam wyciągnął w moją stronę mój zeszycik. Sięgnęłam po niego i przygarnęłam go do piersi.
- JEJU! Dziękuje Liam! - krzyknęłam.
- Vicky...
- Co się stało? - spytałam cicho.
- To ja ci go zabrałem. - przyznał w końcu.
Stałam jak zamurowana, nie do końca wiedząc co on powiedział.
- Ty...? - mój głos ponownie zaczął drżeć. - Co ty...?
- Ja... przysięgam, że go nie czytałem - odparł natychmiast, zbliżając się do mnie lecz ja momentalnie poszłam krok w tył. - Ale chciałem. Tak trudno było mi cię momentami rozszyfrować. Nie wiedziałem czy ty... czy ty mnie kochasz... Ja... - poczochrał się po włosach i spojrzał mi w oczy. - Ja Cię kocham Vicky. Cholernie mocno cię kocham! - zacisnął pięści. - Momentami miałem wrażenie, że wariuję przez tą miłość. A potem... Posłuchaj. Odkąd pierwszy raz Cię zobaczyłem... Wtedy kiedy przypadkowo na siebie wpadliśmy... Ja... Poczułem, że ty jesteś tą jedyną...
Otarłam pospiesznie łzy.
- Liam... ty chciałeś przeczytać mój pamiętnik?! - złość buchnęła we mnie niczym bańka mydlana. - Przecież... cię kocham! Nie udowadniałam ci tego?! Nie okazywałam?! PRZECIEŻ JA CIĘ KOCHAM! A ty... - otarłam łzy, ale i tak napłynęły nowe. - Nie powinieneś tego robić. Tak nie można! Przecież związek polega na wzajemnym zaufaniu! Liam, ja ci wszystko powiedziałam! Czego ty chciałeś się dowiedzieć?! Chciałeś przeczytać te bazgroły?! Bezsensowne bzdety które nie zlepiają się w całość, bo za każdym razem gdy to pisałam ty byłeś w mojej głowie?! Serio?! Chciałeś to przeczytać?! Nie mogłeś mnie po prostu zapytać?! Przecież powiedziałabym ci wszystko! Dosłownie wszystko! - podbiegłam do niego i złapałam za koszulę. Chwilę stałam tak ściskając ją w pięści. Nasze spojrzenia wciąż były w sobie utkwione. Jego dłoń zacisnęła się na mojej.
- Ja... Vicky, przepraszam. Wiem, że to nie ma dla ciebie żadnego znaczenia, że cię przepraszam. Przysięgam, że nie czytałem ani jednego zdania. Ale przyznaję, że chciałem to zrobić. Chciałem się dowiedzieć czy ty... czy ty czujesz to samo. Czy ty również nie mogłaś przestać o mnie myśleć odkąd pierwszy raz mnie zobaczyłaś... Czy ty też... tak mocno mnie kochasz jak ja ciebie. Ja to wszystko po prostu chciałem wiedzieć...
- Dlaczego po prostu mnie nie zapytałeś?! - spytałam, a kolejna strużka łez popłynęła mi po policzkach.
Jego dłoń mocniej zacisnęła się na mojej.
- Bo jestem dupkiem - odparł, nie spuszczając wzroku z moich oczu. - Bo jestem dupkiem, który bał ci się to wszystko wyznać...
- Liam - jęknęłam, próbując złapać oddech.
Ujął moją twarz w swoich dłoniach i otarł moje łzy.
- Wiem, że jestem okropnym dupkiem. Wiem. - jego czoło oparło się o moje. - Vicky, błagam cię tylko się nie gniewaj. Nigdy nie chciałem cię zranić... Nigdy, ale to nigdy. Kocham Cię! Tak bardzo cię kocham!
Ponownie jęknęłam i nie wytrzymując całego napięcia przygarnęłam go w objęcia. Wtuliłam się w niego.
- Ja też cię kocham! - krzyknęłam. - Tak mocno! Wariuję przez ciebie! Wariowałam odkąd pierwszy raz cię zobaczyłam! Odkąd pierwszy raz poczułam na sobie twój wzrok! Potem wszystko zaczęło się komplikować... bo uświadomiłam sobie, że się zakochałam... To było mi takie obce i jednocześnie... takie cudowne. Wiedziałam jedynie, że cię kocham Liam. I wiem to do teraz. Nigdy w to nie zwątpię. Jesteś miłością mojego życia. Jesteś wszystkim co mam.
- Vicky.
Przytulił mnie mocno.
- Nigdy nie próbuj czegoś takiego więcej robić... - poprosiłam. - Liam, nigdy, rozumiesz?!
- Obiecuję - szepnął i pochylił się by pocałować mnie w usta. Nasze wargi połączyły się w namiętnym pocałunku zawierającym tą całą rozpacz i miłość, którą obydwoje w tej chwili czuliśmy.
Gdy spojrzałam w bok ujrzałam całą naszą załogę. Stali i wpatrywali się w nas ze łzami w oczach.
- Jezus kochany! - krzyknął Louis, zakrywając twarz. - Ludzie, ludzie!
Niall przytulił go i schował swoją twarz w jego ramię.
Oni nie żartowali. Na serio prawie się popłakali.
Liam spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i pocałował mnie w nos.
- Wybaczysz temu dupkowi?! - spytał się Zayn.
Popatrzyłam na niego, a następnie na tego dupka. W jego oczach... znów ujrzałam te błyski.
- Wybaczę - odpowiedziałam, czując, że inaczej bym odpowiedzieć nie mogła. Po prostu... za bardzo go kochałam.
Miłość robi z człowiekiem różne dziwne rzeczy. Mimo wszystko jeżeli obydwoje ludzi mocno się kocha są w stanie sobie wybaczyć wszystko. A te rany... One potrafią się szybko zagoić. Wystarczy spojrzeć w oczy tej drugiej osoby... i ujrzeć w nich tą miłość, oddanie. Uświadomić sobie, że ta druga osoba należy do nas. Że możemy na niej polegać.
Tak. To jest miłość.

   Vicky

poniedziałek, 28 maja 2012

Rozdział XIV.

Momma never taught me how to love...
Daddy never taught me how to feel...
Momma never taught me how to touch...
Daddy never showed me how to heal...


Siedziałam na dachu lekko podśpiewując i ocierając cieknące łzy, spowodowane wspomnieniami... Zarówno tymi złymi, jak i dobrymi. Teraz jest o wiele lepiej. A jeśli chodzi o dach... To stał się moim nowym miejscem przebywania. Jestem jak kot... Chodzę własnymi ścieżkami, nikt nie może mnie do niczego zmusić. Robię co chcę. Gdy tylko zasnęła ta dwójka, wymknęłam się. Jakoś nie chce mi się spać. Nie nakryją mnie, przynajmniej mam taką nadzieję. Harry byłby zły. A skoro o nim mowa... Jest taki opiekuńczy. Zresztą jak wszyscy, kiedy wyszłam z tego szpitala. Eh. Wstałam i przeszłam się po dachu. Nagle zauważyłam Zayna na balkonie, a z jego ust unosił się dym... ZARAZ, ZARAZ! DYM?! Spojrzałam jeszcze raz. W ręce miał papierosa i opierał się o barierkę. Cicho zeszłam na jego balkon.
- Buuuuuuuuuu! - przestraszyłam go. Podskoczył i szybko się odwrócił.
- Matko?! Jak ty to zrobiłaś?! Nie rób tak więcej! Wystraszyłaś mnie! - zwrócił się do mnie z pretensjami. Wzruszyłam ramionami.
- Musisz być czujny i tyle. A teraz mi powiedz... CO TO DO CHOLERY JEST?! - wycedziłam ostatnie zdanie przez zęby. Spojrzał na mnie wystraszony.
- P-p-p-papieros... - wydukał. Zmrużyłam gniewnie oczy i wciągnęłam zanieczyszczone powietrze, marszcząc przy tym nos.
- Śmierdzi. Wyrzuć to. - syknęłam na niego. Popatrzył na mnie niedowierzającym wzrokiem.
- Ale czemu? - jęknął jak małe dziecko, które nie dostało cukierka.
- Temu, ponieważ to truje! Przez to się umiera Zayn! To nie jest zabawa! To jest zwykły śmieć! Nie jest ci to w ogóle potrzebne! - uniosłam się na niego.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale Zayn! Masz z tym skończyć! Od teraz! - zawarczałam na niego, po czym wyrwałam mu papierosa i wywaliłam za balkon. - Jeśli jeszcze raz zobaczę się z tym świństwem, to cię normalnie zabiję! Masz przestać! Jestem zdolna nawet wysłać cię na jakąś terapię, albo odwyk Malik! Nie zadziera się z Rosalie Elizabeth Cipriano! Zapamiętaj to raz na zawsze!
Weszłam szybko do jego pokoju i zaczęłam przeszukiwać jego szafki. A biedny Zay patrzył się na mnie, chcąc bym zmiękła. Nie ze mną takie numery. - pomyślałam. Znalazłam co najmniej ze dwadzieścia paczek i zabrałam je ze sobą. Wybiegłam z pokoju, a on za mną, bezradny. W jednej z paczek znalazłam zapalniczkę. Wyszłam na dwór, ułożyłam je obok siebie i zapaliłam.
- Nieeeeeeeeee! Nieeeeeeeeeeee! - zaczął wydzierać się Zayn. Wszyscy wybiegli z domu, ciekawi co się dzieje. Stanęli jak wryci patrząc na palące się papierosy. Po czym zaczęli uspokajać Mulata i weszli do domu. Patrzyłam na płonące paczki i gdy już dostatecznie się spaliły, weszłam do domu. Patrzyli na mnie z dumą.
- No nareszcie komuś się to udało! Nie masz pojęcia ile razy namawialiśmy go żeby z tym skończył! - krzyczał ze szczęścia Lou i zaczął tańczyć taniec zwycięstwa, a wszyscy się z niego śmiali. Podeszłam do Malika mówiąc:
- Mam nadzieję że więcej tego nie spróbujesz. Wyczuwam ten smród na kilometr, więc nie radzę. - zagroziłam mu i weszłam na górę. Za mną udał się Harry. Poczułam jego oddech na szyi i jak oplata mnie w pasie. I nagle zostałam przyparta do ściany, unieruchomił mnie.
- Jesteś niesamowita. - wymruczał mi do ucha i wpił mi się w usta. Naszą chwilę przerwał Niall wchodzący po schodach i obżerający się udkiem od kurczaka.
- No co? Zawsze jak wstaję robię się głodny. - fuknął i poszedł do swojego pokoju. Zaśmialiśmy się, Hazza złapał mnie za rękę i poprowadził do swojego pokoju. Tam dokończyliśmy "buzi-buzi" i uwaliliśmy się na jego łóżko. Nie za bardzo chciało nam się spać, więc zaczęliśmy rozmowę o naszej przyszłości.
- Chcę mieć córkę o imieniu Darcy. - wypalił Lokowaty.
- Dobrze, piękne imię. - odpowiedziałam mu rozbawiona i pokazałam język. Jeszcze chwilę tak porozmawialiśmy i zaczęliśmy rozmawiać na tematy o najbliższej przyszłości.
- Gdybym ci się oświadczył... To przyjęłabyś moje oświadczyny? - spytał nieśmiało Loczek i zobaczyłam iskierki w jego oczach.
- Tak. - odpowiedziałam bez chwili wahania. Ucieszony Harry pocałował mnie czule i wyszczerzył się.
- Kocham cię. - wyszeptał, kiedy powoli zasypiałam.
- Ja ciebie też... - powiedziałam i ziewnęłam. Potem pamiętałam jak Hazza tylko mnie przytula i całuje w policzek. Kocham ten świat...

                                                ~~ Południe ~~

Ziewnęłam i przeciągnęłam się, następnie spojrzałam na miejsce obok. Mojego Księcia Harolda nie było. Jak oni mogą tak wcześnie wstawać. Rozumiem wstać o 13, ale tu wstają nawet o 11! Jak nie wcześniej. Zeszłam na dół i otworzyłam lodówkę. Miałam straszną ochotę na ryby... Nie ma! Jak mogą tu nie mieć ryb!? Wściekłam wbiegłam na górę i wzięłam prysznic. Ubrałam się i już chciałam wychodzić, kiedy ktoś złapał mnie za nadgarstek. A złapać tak umie tylko Harry. Westchnęłam, obróciłam się i dałam mu całusa na powitanie. Z uśmiechem go odwzajemnił, złapał mnie za rękę i wyszliśmy... Powiedziałam mu że idę do sklepu, a ten oczywiście że idzie ze mną. Eh, niech mu będzie... Wszyscy wyszczerzeni się na nas patrzyli. Ja cię. To jest straszne. Wyszłam z nim z naszego królestwa i skierowaliśmy się do sklepu...

                                                Rose

niedziela, 27 maja 2012

Rozdział XIII.

Wyjaśniliśmy sprawę z nieodpowiedzialnym zachowaniem bez żadnych kłótni. Choć byłam na nich zła to i tak ich zrozumiałam. Najważniejsze było to, że nikomu się nic nie stało.
Wczoraj podczas kolacji postanowiłam poruszyć temat z wynajmem jakiegoś mieszkania. Louis tak się zdenerwował, że niemal mnie przeraził.
- Na marchewki! - krzyknął oburzony. - Czy ty jesteś normalna, dziewczyno?
Zmarszczyłam lekko brwi.
- Louis... - zaczął Liam, siedzący koło mnie. Jego palce splątały się z moimi. - Nie tak ostro, opanuj się.
 Chłopak wziął głęboki wdech i zaczął od nowa:
- Dobrze... Powiem ci to łagodnie, nie owijając niczego w bawełnę, mamusiu: zostajecie z nami. Nigdzie nie idziecie.
- Ale...
- Ciiiiiiii! - warknął i powrócił do jedzenia kanapki.
Spojrzałam na Liama, chcąc ratunku. On jednak pokręcił twierdząco głową i szepnął tak cicho bym tylko ja mogła to usłyszeć:
- Zostajesz ze mną, Vicky.
Oblawszy się rumieńcem, spojrzałam na swoją siostrę, która siedziała oparta o ramię Harry'ego. Wpatrywała się we mnie z lekkim uśmiechem.
Dokończyliśmy kolację w ciszy. Potem wymyłam naczynia - oczywiście z pomocą mojego Liama.
''Mojego...'' - powtórzyłam w myślach, zagryzając wargę. On naprawdę był mój.
Ruszyliśmy do salonu gdzie zastaliśmy tylko Zayna i Louisa. Siedzieli na kanapie i oglądali jakąś nużącą kreskówkę.
Ziewnęłam przeciągle.
- Idziemy spać? - spytał Liam.
Zerknęłam na niego i kiwnęłam twierdząco głową. Pożegnawszy się z Zaynem i Louisem, poszliśmy na górę.
Liam poszedł się wykąpać, a ja weszłam na paluszkach do mojego, Rose i Jace'a pokoju.
Stanęłam jak wryta, patrząc na cudowny obrazek, który miałam przed oczami.
Rose leżała po środku łóżka. Z jednej strony był Jace wtulony w nią, a z drugiej Harry - również w nią wtulony.
Wyglądali naprawdę uroczo.
Wzięłam swoją piżamę i ruszyłam do łazienki, która była już wolna. Szybki i gorący prysznic naprawdę mnie zrelaksował. Umyłam zęby i rozczesałam wciąż wilgotne włosy.
Gdy już byłam na korytarzu w drodze do swojego pokoju zostałam złapana za rękę i wciągnięta do czyjegoś ciemnego pokoju.
- Liam, na Boga! - pisnęłam.
Dookoła panowała ciemność lecz wyczułam jego perfumy, a po chwili ujrzałam zarys jego twarzy i lekki uśmiech igrający na wargach. Przygwoździł mnie do ściany.
- Wybacz - szepnął mi do ucha. - Nie chciałem cię przestraszyć.
W tej chwili nie byłam w stanie wypowiedzieć nic sensownego.
Po chwili jego wargi złączyły się z moimi w namiętnym pocałunku.
- Liam - mruknęłam ze swoimi ustami na jego. - Człowieku, opanuj się. Przez Ciebie niedługo padnę na zawał.
Uśmiechnął się łobuzersko.
- Ponownie przepraszam, kochanie.
KOCHANIE?!
Wsunęłam swoją dłoń w jego włosy i lekko zagryzłam wargę.
- Hej - powiedział, wziąwszy w dłoń mój podbródek i unosząc go. - Coś cię trapi?
- Nie - odpowiedziałam natychmiast. - Ja po prostu...
- Co?
Westchnęłam lekko.
- Nic, głupolu. Ja po prostu Cię kocham.
Jego uśmiech był w tej chwili tak szczery i radosny, że sama się uśmiechnęłam.
- Ja też Cię kocham.
Przelotnie go pocałowałam, a potem położywszy się na łóżku, wtulona w niego, odpłynęłam w krainę snów.
                                                                           ***
Następnego dnia tuż po śniadaniu, które przygotowałam z pomocą Nialla, wraz z Liamem, Rose i Harry'm postanowiliśmy się wybrać na podwójną rankę. Konkretniej na piknik.
Pozostała załoga miała zostać w domu i zachować się przyzwoicie. Zayn oznajmił, że odwiedzi ich jego babcia więc mogę być stuprocentowo pewna, że będzie wszystko pod kontrolą. Jace obiecał, że będzie grzeczny i posłuszny.
Wsiedliśmy do samochodu i pomachawszy czwórce chłopaków stojących na werandzie, ruszyliśmy.
Całą drogę przegadałam z Rose.
Gdy dotarliśmy na miejsce na dworze było już naprawdę gorąco, a słońce potwornie raziło.
- Ał! - krzyknęła moja siostra, zasłaniając oczy dłońmi. - Głupie słońce.
Harry objął ją ramieniem i razem ruszyliśmy do cienia. Tam rozłożyliśmy koc i jedzenie.
Liam otworzył wino, które wlał nam wszystkim do kieliszków.
Siedzieliśmy, popijaliśmy wino i zajadaliśmy się przekąskami, co chwilę śmiejąc się czy wygłupiając.
W końcu zaproponowałam spacer, ale tylko Liam był chętny. Rose leżała rozleniwiona na kocu, a Harry siedział wsparty na łokciach, wpatrując się w pobliskie jeziorko.
Ruszyłam więc razem z Liamem. Splątaliśmy nasze palce, ale po chwili po prostu się w niego wtuliłam.
- Myślałam o tym, żeby znaleźć sobie jakąś pracę - wypaliłam.
- Jesteś pewna? - spytał po prostu.
- Tak - przyznałam.
Czulej mnie objął.
- Więc pomogę ci.
Uśmiechnęłam się lekko.
To takie cudowne, że mogę mu tyle powiedzieć, że każdą moją decyzję on uszanuje.
Gdy wróciliśmy Rose i Harry namiętnie się całowali. Krzyknęliśmy z Liamem głośne ''Uuuuu!'', a on spaleni rumieńcem oderwali się od siebie.
Posprzątaliśmy wszystko i wróciliśmy do domu. Wreszcie poznałam słynną babcię Zayna, która natychmiast nałożyła mi na talerz ciasto. Przyznam było wyśmienite. Prócz tego zjadłam zapiekankę i sałatkę.
Wieczorem gdy już pojechała, ledwo doczołgałam się do swojego pokoju.
A raczej do pokoju Liama....

                                                                  Vicky

piątek, 25 maja 2012

Rozdział XII.

Zasnęłam na kanapie wtulona w Harry'ego... Czy już mówiłam że kocham jego perfumy? Ah... Mogłabym się nimi zaciągać cały dzień i całą noc... Znowu miałam jakiś pokręcony sen... Tym razem śniło mi się że mam źrenice jak u kota... Jejuś, co ja mam z tymi kotami? W ogóle miałam też uszy i ogon jak u kota... Czarne... Byłam w jakimś lesie... Chodziłam po nim i rozglądałam się dookoła. Była jesień... Pełno złotych liści... Szłam dalej i dalej... I nagle wpadłam do jakiejś dziury... Świetnie. Pobrudziłam sobie moją chabrową suknię... Dół był duży. Próbowałam się wydostać, lecz na marne. Akurat robiło się ciemno. Świetnie. - pomyślałam z sarkazmem znowu w myślach. Jęknęłam. Jak ja się stąd wydostanę?! Spróbowałam znowu. Dalej nic. Zrezygnowana położyłam się na trawie. Była pełnia Księżyca... Krwawa Pełnia... Wreszcie zrobiło się całkowicie ciemno... Ale tu strasznie... Boję się... Że coś po mnie przyjdzie... Że będę... Martwa... Przełknęłam głośno ślinę. Uniosłam ręce by dotknąć moich kocich uszu... Nie było ich... Ogona również... Byłam cała podrapana. Rany lekko mnie piekły... Wydawało mi się że cieknie z nich krew... Usłyszałam kroki... Przestraszona zaczęłam lekko podśpiewywać...

Circles, we’re going in circles...
Dizzie’s all it makes us...
We know where it takes us...
We’ve been before...
Closer, maybe looking closer...
There’s more to discover...
Find out what went wrong without blaming each other...

Kroki ustały... A ja się lekko uspokoiłam.
- Rosalie?! Jesteś tu?! - usłyszałam głos mojego ukochanego...
- Tak! Tutaj w dole! - krzyknęłam do niego.
- O Matko! Rose! Tak mnie wystraszyłaś!
- Przepraszam. - odpowiedziałam kiedy zobaczyłam jego dziwne błyszczące oczy... Wstałam i wyciągnęłam rękę. Złapał ja mocno po czym wyciągnął z rowu.
- Przestraszyłeś mnie. - wydusiłam z siebie kiedy mocno mnie do siebie przytulił... Pachniał inaczej... Jak... Nie on. Odsunął się by spojrzeć mi w twarz. Uśmiechnął się ze skruchą... I wtedy zobaczyłam wielkie śnieżnobiałe kły... Na boginię! Zaczęłam się wyrywać... Nie udało się... Spojrzał mi w oczy i przemówił jakby telepatycznie: "Nie bój się." Zahipnotyzowana jego oczami i głosem przestałam się wyrywać. Wtedy uśmiechnął się upiornie i czule pogłaskał mnie po twarzy. Następnie wpił się w moje usta... Całował mnie tak namiętnie i gwałtownie że krew zaczęła lecieć mi z ust... Czułam ją... Gdy tylko ją poczuł zaczął całować mocniej i mocniej. Usta pulsowały mi z bólu, a z oczu popłynęły mi łzy. Otworzyłam oczy, on też... I obudziłam się... Szybko usiadłam. Na szczęście nikogo nie obudziłam... Pobiegłam cicho do łazienki i przemyłam twarz zimną wodą. Kiedy spojrzałam w swoje odbicie w lustrze... Odskoczyłam szybko i mrugnęłam. Uff. To tylko złudzenie. Wydawało mnie się że mam takie źrenice jak kot, dokładnie jak w moim śnie. Odetchnęłam głęboko. Za dużo paranormalnych książek. I tyle. Hm... Ciekawe... Ale nic nie było tam o kotach... Wróciłam do salonu. Robiło się coraz jaśniej. Nucąc piosenkę
Taylor Swift, pod tytułem: "Safe and Sound", wbiegłam na palcach na górę. W salonie nie było Vicky ani Liama... Więc... Są albo u Liama albo u nas... Najpierw zobaczę u Liama. Jest bliżej. Tak, jestem bardzo leniwa... Delikatnie otworzyłam drzwi pokoju Liama... Uśmiechnęłam się na ten widok. Leżeli przytuleni... Vi miała głowę na jego klacie, a on obejmował ją w pasie i lekko pochrapywał. Wyszłam z jego pokoju... A raczej teraz już ich pokoju. Bardzo do siebie pasują... Są identyczni! Cały czas się o nas troszczą jak rodzice. Westchnęłam. Teraz już wiem jak to jest mieć rodziców. Na myśl o rodzicach łzy pojawiły się w moich oczach. Nie zastanawiając się długo weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi - na klucz. Następnie zjechałam po nich, starając stłumić mój płacz. Zaczęłam się lekko trząść, miałam dreszcze...

These wounds won't seem to heal...
This pain is just too real...
There's just too much that time cannot erase...


Dreszcze powoli ustawały... A moje powieki stawały się coraz cięższe... Zimno mi było... Bardzo zimno, lecz nie miałam siły by się podnieść... Usnęłam... Obudziły mnie jakieś krzyki zza drzwi... Z tego co słyszałam stali tam wszyscy... Obudzili się... Przeszłam na czworaka do drzwi i przekręciłam klucz. Drzwi otworzyły się gwałtownie, uderzając mnie w głowę. Syknęłam z bólu. Nie byłam jeszcze na tyle silna... Więc upadłam. Wszyscy do mnie podbiegli i zaczęli przepraszać. Harry od razu wziął mnie w ramiona i zaczął mnie tulić...
- Jaka ona jest zimna! - wydarł się Hazza. Po czym wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego pokoju. Nie dość że przykrył mnie kołdrą to jeszcze z jakimiś pięcioma kocami... Było mi tak dobrze... Tak ciepło... Inni czekali pod drzwiami. Loczek powiedział im że muszę odpocząć i wszyscy zeszli na dół... Już prawie zasypiałam, kiedy otworzyły się drzwi. W drzwiach stał mój ukochany. Trzymał herbatę i kanapki. Położył to na stoliku nocnym i zamknął drzwi. Podał mi herbatę, upiłam z 5 łyków i podałam mu ją. Potem zaczął mnie karmić...
- Za Harry'usia! - powiedział trzymając kanapkę przed moją buzią z szerokim uśmiechem. Posłałam mu grymas i skierowałam swój wzrok na kanapkę krzywiąc się.
- Nie zjem tego. - wyszeptałam. A Hazza zrobił minę szczeniaczka. - No dobrze - dodałam. Uśmiechnął się i tak oto wcisnął mi cztery kanapki... Jak on na mnie działa... Gdy zjadałam podał mi herbatę, wypiłam ją do dna. Następnie poszedł to zanieść i wrócił na górę. Od razu wskoczył do mnie pod kołdrę i te koce. Przytuliliśmy się i rozmawialiśmy. Nawet nie wiedząc kiedy zasnęliśmy. Jak się obudziłam zobaczyłam wpatrującego się we mnie Lokowatego. Uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech i mnie czule pocałował.
- Co się stało? Wtedy w łazience? - wyszeptał mi do ucha. Opowiedziałam mu wszystko, o mojej, Jace'a i Vicky historii... Uroniłam parę łez. On oczywiście mnie pocieszał, czule całował i mocno przytulał. Wreszcie postanowiliśmy wstać. Popatrzyłam na zegarek. Była dopiero 15... Wow... Myślałam że będzie już 20... Poszłam do toalety, wzięłam prysznic i się ubrałam. Harry czekał pod drzwiami, jak wychodziłam przytulił mnie, musnął w usta i powiedział że mnie kocha. Odpowiedziałam mu tym samym a on z wielkim uśmiechem wszedł do łazienki. Poszłam na chwilę do mojego pokoju i pooglądałam stare rzeczy... Akurat gdy wychodziłam, wpadłam na mojego Loczusia! Zeszliśmy na dół, trzymając się za ręce. Wszyscy żartowali i się do nas szczerzyli. Wyszłam z Harry i Jace'em na lody. Tak jak mu obiecaliśmy. Trzymaliśmy małego za ręce i co chwila posyłaliśmy dobie radosne spojrzenia... Ah... Chcę żeby tak było... Już zawsze... Co jakiś czas przychodziły dziewczyny pytające o autografy i zdjęcia, on oczywiście nie odmawiał... Mi też to jakoś nie przeszkadzało. Weszliśmy do jakiejś lodziarni i kupiliśmy lody. Gdy już zjedliśmy i wyszliśmy... Napadli nas paparazzi. Pytali się czy jestem jego dziewczyną i czy to jest nasze dziecko. On nic nie odpowiedział. Ignorowaliśmy ich. Wróciliśmy do domu. Jace pobiegł do Louisa, który w coś grał. Ja z Hazzą skierowaliśmy się do kuchni, gdzie byli już moja siostra i Li. Porozmawialiśmy razem i najprawdopodobniej wybierzemy się na podwójną randkę. Potem poszłam się wymyć, a Loczek po mnie. Całowaliśmy się, a potem on mnie przytulił. A ja nie pozostając mu dłużna mocno się w niego wtuliłam i zasnęliśmy. 


Miłość jest jak nar­ko­tyk.
Na początku od­czu­wasz eufo­rię, pod­da­jesz się całko­wicie no­wemu uczu­ciu.
A następne­go dnia chcesz więcej.
I choć jeszcze nie wpadłeś w nałóg, to jed­nak poczułeś już jej smak
i wie­rzysz, że będziesz mógł nad nią pa­nować.
Myślisz o ukocha­nej oso­bie przez dwie mi­nuty, a za­pomi­nasz o niej na trzy godzi­ny.
Ale z wol­na przyz­wycza­jasz się do niej i sta­jesz się całko­wicie za­leżny.
Wte­dy myślisz o niej trzy godzi­ny, a za­pomi­nasz na dwie mi­nuty.
Gdy nie ma jej w pob­liżu - czu­jesz to sa­mo co nar­ko­mani,
kiedy nie mogą zdo­być nar­ko­tyku.
Oni kradną i po­niżają się, by za wszelką cenę dos­tać to, cze­go tak bar­dzo im brak.
A Ty jes­teś gotów na wszys­tko, by zdo­być miłość.


- Paulo Coelho.

 Jestem gotowa na wszystko... By zdobyć miłość... By być szczęśliwą... Zrobię wszystko... Dla ludzi których kocham... Zawsze...

                                                                  Rose

czwartek, 24 maja 2012

Rozdział XI.

Kochany pamiętniczku,
LIAM PAYNE MNIE POCAŁOWAŁ! To było coś pięknego...
Wybacz, pamiętniczku. Nie powinnam się zachowywać jak nastolatka, ale nie mogłam się powstrzymać. Po prostu radość mnie rozpiera.
Właśnie wybieramy się wszyscy razem na spacer. Oczywiście Rose zostaje z Harrym. :)


Zatrzasnęłam pamiętnik i schowawszy go pod poduszkę, zeszłam na dół. Cała załoga stała już w korytarzu i głośno krzyczeli. Niall śmiał się z Louisa, bo ten zabrał czapkę mojemu braciszkowi, który darł się na całe gardło.
- Spokój! - wrzasnęłam, stając naprzeciwko nich.
Natychmiast się uspokoili. Jace założył czapkę, a Niall zasłonił twarz ręką by się uspokoić.
- Louis opamiętaj się - odezwał się Liam, dołączając do nas. Posłał w moją stronę jeden z najpiękniejszych uśmiech na ziemi, a ja jak zwykle spaliłam się rumieńcem.
Wyszliśmy na zewnątrz. Słońce lekko grzało lecz momentami wiał chłodny wiatr.
Szliśmy gawędząc i śmiejąc się.
W połowie drogi Liam złapał mnie za rękę i splątał nasze palce. Zerknęłam na niego, a on mrugnął do mnie.
- Nie chcesz iść do jakiegoś sklepu? - spytał.
Zagryzłam mocno wargę.
- Ej, gołąbki! - wrzasnął Louis. Trzymał mojego brata na baranach. - Niall jest głodny.
Przewróciłam oczami.
- Nic nowego - odpowiedziałam. - Niall jadłeś niedawno śniadanie. - zwróciłam się do niego. - A potem dałam ci chipsy.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Jestem głodny - uparcie powtórzył. - Chcę jeść.
Liam zaśmiał się.
- Obawiam się, że nie spełnimy twojej prośby.
- Dlaczego? - jęknął.
- Bo wyszliśmy na spacer, a nie na jedzenie. - odpowiedziałam i ruszyłam. - Idziemy Niall.
Tamten szedł kilka metrów za nami z urażoną miną.
Jace zaczął śpiewać ''One thing'', a Louis i Liam się przyłączyli. Po chwili Niall nas dogonił i również zaczął śpiewać.
Słuchałam ich z szerokim uśmiechem.
Pochodziliśmy trochę po mieście, a potem postanowiliśmy zrobić Niallowi niespodziankę i poszliśmy na naleśniki z czekoladą. Zamówiliśmy cztery na wynos dla Loczka i mojej siostry.
Jedliśmy i wygłupialiśmy się. Ludzie dziwnie nam się przyglądali, ale nie przejmowaliśmy się tym.
Nie czułam się jakbym była na obiedzie z gwiazdorami. Czułam się jakbym była na obiedzie z prawdziwymi przyjaciółmi, a nawet braćmi.
Gdy zjedliśmy zapłaciliśmy rachunek (nie dałam chłopakom zapłacić za mnie) i wyszliśmy.
Na dworze zrobiło się nieco chłodniej. Mimo wszystko nie chciałam wracać do domu.
- Załogo, ja jeszcze zostanę - poinformowałam ich. - Idźcie do domu, bo naleśniki wystygną.
Stanęli jak wryci.
- Vicky... - zaczął Niall.
- Hm? - spytałam.
- Nie ma mowy! - wtrącił Liam. - Nie pamiętasz co się ostatnio wydarzyło jak byłaś sama na spacerze?
Pozostali pokiwali głową.
Widziałam w jego oczach malujące się zatroskanie i strach.
Zagryzłam wargę.
- No, ale...
- Nie ma żadnego ''ale'' - przerwał mi. - Idę z tobą.
''Jejuś?''.
Louis posłał mi znaczący uśmieszek i po prostu ruszyli do domu.
Liam złapał mnie za rękę i splątał ponownie nasze palce.
On prowadził, a ja szłam w milczeniu.
- Um, dziękuję. - mruknęłam cicho. - Nie musiałeś iść ze mną. Naprawdę tym razem bym uważała. Powinieneś mi zaufać.
- To nie chodzi o zaufanie, Vicky - odpowiedział. - Tu chodzi o to, że nie chcę cię stracić.
Przełknęłam głośno ślinę i zatrzymałam się.
- Co jest?
- Nic - zapewniłam pospiesznie i wciąż na niego patrzyłam. - Po prostu to... miłe.
Uśmiechnął się i zbliżył.
- Tylko miłe? - spytał, a jego oddech musnął mój policzek.
- Okej... bardzo miłe.
Pochylił się i pocałował mnie w usta. Nasz pocałunek był słodki i namiętny. Niemal równie cudowny jak za pierwszym razem.
Gdy się odsunął, nie mogłam się powstrzymać i oblizałam wargi.
Na jego wargach zakwitł uśmiech.
- Więc już znasz drugi powód dla którego z tobą zostałem.
Zachichotałam.
- To jeden z twoich chytrych planów? - spytałam podejrzliwie.
Objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. Objęłam go za szyję.
- Cóż... - zamyślił się z lekkim uśmiechem. - Mam ich kilka w zanadrzu.
Przyciągnęłam go do siebie i ponownie pocałowałam.
Tak trudno było mi oswoić się z myślą, że Liam jest mój. Całowanie go czy zwykłe dotykanie było dla mnie wciąż tak nowe i obce. A jednocześnie tak piękne i zakazane.
Objęci ruszyliśmy do domu gdzie jak zwykle panował chaos.
- Ej! - wrzasnęłam zamiast powitania, unosząc do góry ręce bowiem mój braciszek zaczął kręcić się wokół mnie. - Co tu się dzieje?
Wparowałam do salonu gdzie zastałam swoją załogę i kompletny bałagan.
- CO TU SIĘ DZIEJE?! - powtórzyłam ostrzej.
Wszyscy popatrzeli na mnie przerażeni. Louis stał z piwem w ręku. Miał rozczochrane włosy. Niall spał w kącie, a Zayn na kanapie. Rose siedziała wtulona w Harry'ego i obydwoje chichotali jak pokręceni.
- Co to do cholery jest?! - wrzasnęłam.
Liam podszedł do mnie z równie ponurą miną.
- Louis, wytłumacz mi co tu jest grane - poprosił kolegę.
Ten w odpowiedzi wzruszył ramionami.
- Mama i tato wyszli to postanowiliśmy się zabawić.
Jeszcze nigdy nie byłam równie wkurzona jak teraz. Jace siedział z kompletnie pijanymi ludźmi i mógł sobie coś zrobić podczas gdy oni by nawet nie zauważyli jego nieobecności.
- Uspokój się - odezwał się Liam, panując jak zwykle nad sytuacją. - Idź wykąp Jace'a i połóż go spać. Ja się zajmę resztą.
Popatrzyłam na niego by sprawdzić czy na pewno da sobie radę, a on kiwnął i wygonił mnie z salonu.
Wzięłam swojego braciszka i poszliśmy do góry. Nalałam mu wody do wanny i pospiesznie wykąpałam. Mały opowiadał mi w skórcie, że gdy przyszli wszyscy zaczęli się wygłupiać i było śmiesznie. Wysuszyłam go i poszliśmy do pokoju. Przeczytałam mu bajkę, a on natychmiast zasnął. Zgasiwszy światło w naszym pokoju, przymknęłam drzwi i zeszłam na dół.
- Jak tu śmierdzi - mruknęłam, zatykając nos. Podeszłam do okna i otworzyłam je.
Teraz to wszyscy już spali. Liam stał pośrodku pokoju z puszkami piwa pod pachą.
- Tak po prostu zasnęli? - spytałam.
Kiwnął głową i poszedł wyrzucić puszki.
Ja tymczasem poukładałam porozrzucane rzeczy i poprzykrywałam wszystkich kocami. Jedni spali na kanapie, drudzy na podłodze.
Wróciłam do kuchni, do Liama. Ten mył naczynia. Posprzątałam papierki i tutaj również otworzyłam okno.
- Gorzej niż z małymi dziećmi - podsumowałam cicho.
- Przyzwyczaj się. Takie wybryki to tylko z nami możliwe.
Oparłam się o blat.
- Czemu czasami się zachowują tak nieodpowiedzialnie?
- Oni czasem tego potrzebują - wyjaśnił. - To takie... normalne.
- Zależy z jakiej strony na to patrzysz - szepnęłam. - Znasz ich od lat. Znasz ich wybryki, wady, zalety i tajemnice. Ja dopiero was poznałam i myślałam,  że takie nieodpowiedzialne zachowanie nie jest w ich stylu.
Kiwnął głową.
- Najważniejsze, że nikomu się nic nie stało. - odparł. - Jace coś mówił?
Zagryzłam wargę.
- Właściwie to przyznał, że było śmiesznie. Może faktycznie nie jest tak źle.
Pocałował mnie w czoło.
- Jest wspaniale, a nie źle. - uśmiechnął się lekko.
Klepnęłam go w klatę.
- Czyżbyś zamierzał zrealizować jakiś swój chytry plan?
- Zamierzam obejrzeć z tobą film.
Uśmiechnęłam się promiennie i natychmiast zgodziłam. Poszliśmy razem do jego pokoju. Obejrzeliśmy jakiś horror podczas którego wtulałam się w Liama i zakrywałam twarz dłońmi.
Kiedy szłam w nocy do łazienki niemal każdy dźwięk mnie przerażał.
''Nigdy więcej'' - pomyślałam ze strachem biegnąc do swojego łóżka.

  Vicky

środa, 23 maja 2012

Rozdział X.

Gdy Harry zanosił mnie na górę... Zasnęłam w jego objęciach... Miałam bardzo dziwny sen... Znowu... Śniły mi się koty... Różne koty... Rude, czarne, białe, szare... Więc te koty stały pod moim balkonem, na którym byłam i miauczały na mnie. Miauczały i miauczały... Popatrzyłam na nie... A po chwili z moich pleców wyrosły skrzydła... Znowu miałam skrzydła. Chwilę potem latałam już w powietrzu. Nagle zerwał się mocny wiatr... A mi zniknęły skrzydła. Ponownie spadałam... I gdy byłam już dwa metry nad ziemią... Otworzyłam oczy i się obudziłam. Poczułam silną i ciepłą rękę ułożoną na mojej tali. Poczułam zapach jego perfum... Harold... Pomalutku wstałam, nie chcąc go obudzić.  Udało mi się! Popatrzyłam na drugie łóżko, gdzie spodziewałam się ujrzeć moją siostrę... Zamiast niej na łóżku spadł Jonathan i cichutko pochrapywał. Uśmiechnęłam się pod nosem. Czyli... Moja siostra śpi albo na dole... Albo u Liama... Uśmiechnęłam się znacząco. Może nareszcie zaczęli działać... Cóż i tak się tego dowiem prędzej czy później, na razie nie będę im przeszkadzać... Nie chciało mi się spać... Cóż to nie w moim stylu... Oh, trudno. Wzięłam jakieś spodnie, bluzę i bluzkę, po czym weszłam cicho do łazienki i wzięłam prysznic.Gdy już wykonałam... Można powiedzieć poranną toaletę. (Zaczynało się robić coraz jaśniej.) Skierowałam się na balkon. Wzięłam głęboki oddech. Nareszcie świeże powietrze... - pomyślałam i westchnęłam. Wszyscy teraz się mną opiekują i jednocześnie robiąc to strasznie mnie denerwują. Żyję przecież. Nie jestem chora ani nic. Cały czas ktoś przy mnie jest... Nie mam nawet odrobiny prywatności. Westchnęłam po raz drugi. Nie to że jestem jakimś typem samotniczki czy coś, albo nie lubię ich towarzystwa... Ale lubię przebywać od czasu do czasu sama. Dość. Mam tego dość. - pomyślałam. Obróciłam się i spojrzałam na dach tego domu. Mam pomysł! Spojrzałam jeszcze raz na dach, następnie podeszłam do biurka w naszym pokoju, znalazłam w szufladzie pióro i jakąś kartkę. Napisałam na niej:

                                                Drodzy domownicy!

Jestem... Można powiedzieć w domu. Nie poczekałam aż wstaliście, bo zapewne ktoś poszedłby ze mną... Chodzi właśnie o to że... Lubię czasami pobyć sama... I właśnie teraz mam taką ochotę... Przepraszam że jestem taką egoistką, ale naprawdę tego potrzebuję. Błagam nie szukajcie mnie ani nie martwcie się o mnie. Nie jestem słaba. Dobrze się czuję, dam sobie radę. Pamiętajcie nie wychodzę daleko, właściwie w ogóle nie wychodzę. Do zobaczenia za niedługo!
                                                                                                        Wasza nieznośna Rose.

Położyłam kartkę i wyszłam na balkon. Z łatwością wspięłam się na dach, usiadłam i zamknęłam oczy czując jak zimne powietrze pieści moją twarz i rozwiewa włosy... Ah... Już kocham ten dach... A skoro już mowa o kochaniu... I moje myśli natychmiastowo popłynęły w stronę Harry'ego. Zarumieniałam się od razu. Pomyślałam o tym jak pocałował mnie przy wszystkich, kiedy graliśmy w butelkę... WOW... Myślałam tak o nim i myślałam... Kiedy dostrzegłam że jest już dość późno... Będzie tak około południa. Schodziłam ostrożnie na dół i już prawie zeszłam, kiedy od tyłu złapały mnie mocno gorące ręce... Wszędzie rozpoznam te ręce... Przełknęłam głośno ślinę. Hazza mocno przytulił mnie do siebie.
- Ej wszyscy! Znalazłem ją! - krzyknął po chwili w stronę drzwi balkonowych. Jęknęłam cicho. O nie! Już po mnie! - pomyślałam. Harry spojrzał na mnie. W jego oczach widać było ulgę jak i zdenerwowanie.. Ops... Chwilę potem wszyscy zjawili się na balkonie. Odsunęłam się od Loczka.
- Co ty sobie wyobrażałaś?!
- Gdzieś ty była?!
- Nic ci nie jest?!
- Dlaczego zniknęłaś?!
Zaczęli przekrzykiwać się jedno przez drugie.
- STOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOP! - uciszył ich Harry...
- Najważniejsze że nic jej się nie stało! - dodał. Reszta pokiwała głowami. Nagle na balkon wbiegł mały i rzucił się na mnie. Zaczął mnie ściskać. Chciałam wziąć go na ręce, ale zrobił to Lou. Harry posłał wszystkim znaczące spojrzenie, po czym wyszli. Bez słowa delikatnie przerzucił mnie sobie przez ramię i ruszył w stronę swojego pokoju. Tam szczerze pogadaliśmy. Zrozumiał mnie, sam powiedział że tez tak ma czasami. Obiecałam że nie będę już takiego czegoś robić. Że będę ich zawiadamiać i brać komórkę. Tak, komórkę. Kiedy byliśmy na zakupach i wspominałam o dodatkach to była tam też komórka. Dotykowa... To była jakaś firma LG... Pierwszy raz o niej słyszę... No, ale cóż... Wracając do mnie i Harry'ego... Jeszcze chwilkę pogadaliśmy i oznajmił mi że pójdzie mi zrobić kanapki. Kiedy wrócił posłusznie zjadłam i wypiłam jakąś herbatą, która również znajdywała się na tacce. Potem zeszliśmy na dół. Kłóciliśmy się oczywiście czy mnie zaniesie czy sama zejdę. Ale wygrałam, więc zeszłam o własnych siłach. Przeprosiłam jeszcze resztę, pogadaliśmy i powygłupialiśmy się. Jace cały czas siedział do mnie przytulony.
- Tato... - zaczął Jonathan tulący się do mnie, patrzył na Harry'ego.
- Tak? - spytał, uśmiechając się Loczkowaty.
- Poszlibyśmy z mamą na lody, jutro? - spojrzałam na nich zdziwiona ich konwersacją. Ja jestem mamą a on tatą... WOW...
- Jeśli mama się zgodzi... - powiedział Hazza i popatrzył na mnie pytająco z uśmiechem. Ja kiwnęłam tylko głową. A Jace rzucił mi się na szyję zadowolony i podziękował. Spojrzałam na resztę która nam się przyglądała... Zrobili długie "Uuuuuuuuuuuu". I uśmiechali się szeroko. To nie więzły krwi tworzą rodzinę, lecz uczucia pomiędzy nimi...

                                                                 Rose

Rozdział IX.

Przez ostatni tydzień w domu bywaliśmy tylko by się przespać, coś przekąsić i się odświeżyć. Cały czas przesiadywaliśmy u Rose w szpitalu. Gawędziliśmy, śmialiśmy się i staraliśmy się zrobić wszystko by moja siostra jak najszybciej powróciła do zdrowia i przede wszystkim domu. Harry niemal w pierwszych dniach wyglądał gorzej od niej. Było widać jak to przeżywa. Miał sińce pod oczami, nie tykał jedzenia. Wciąż za to przesiadywał u Rose bądź pod jej salą jak go wygonili. Mogłam to samo powiedzieć o sobie. Ledwo funkcjonowałam mając w głowie najgorsze scenariusze. Bałam się, że stracę moją siostrę.
Przez to wszystko sprawa z Liamem odeszła na drugi plan. Z jednej strony powinnam się cieszyć. Przez cały tydzień zajmowałam się siostrą i robiłam wszystko by była szczęśliwa. Niemal nie zwracałam uwagi na Liama.
Zagryzłam mocno wargę i nastawiłam wodę na herbatę.
''Wreszcie w domu'' - odetchnęłam z ulgą. Słyszałam śmiechy dobiegające z salonu bowiem 1D wraz z moją siostrą i bratem grali w karty. Było słychać jak krzyczą bądź jęczą. Rose leżała na kanapie owinięta kocem. Harry siedział na dole koło niej. Ciągle ją pytał czy czegoś potrzebuje bądź całował ją przelotnie w policzek. Moja siostra wyglądała o wiele lepiej niż kilka dni temu, ale mimo wszystko wciąż miała widoczne sińce pod oczami i była słaba.
A Harry tak się o nią troszczył... To było takie słodkie.
Uśmiechnęłam się lekko.
Coraz bardziej przypominaliśmy rodzinę. Tak bardzo mi się to podobało.
- Nie będę z nimi grał - oświadczył Liam, wchodząc do kuchni. - Oni naprawdę świetnie oszukują.
Starałam się ukryć swoje zdenerwowanie i zaśmiałam się.
- Jestem pewna, że zaraz przyjdzie Zayn.
Chłopak zaśmiał się i stanął koło mnie.
- Może coś przekąsimy? - zaproponował.
Skrzywiłam się lekko. Na samą myśl o jedzeniu żołądek zawiązywał mi się w supeł.
- Nie, dzięki. - odparłam natychmiastowo. - Zrób coś tym głodomorom jak chcesz.
- Sami sobie zrobią - mrugnął do mnie okiem.
Pstryknął guziczek oświadczający, że woda na herbatę już się zagotowała.
Sięgnęłam do czajnika w tej samej chwili co Liam.
Poczuwszy jego dłoń na swojej moje ciało oblało się gorącem. Dostałam dreszczy.
Popatrzyłam w jego stronę i nasze spojrzenia się spotkały.
Czas jakby stanął.
I wtedy do kuchni wparował Zayn, a ja odskoczyłam od blatu.
- Nie gram z nimi! - jęknął i podszedł do mnie bym go przytuliła. Objęłam go, starając się ukryć zdenerwowanie.
Patrzył na mnie.
Nawet teraz gdy Zayn udawał że płacze i ściskał mnie.
Jego oczy błyszczały i wpatrywały się we mnie intensywnie czekając aż odwzajemnię spojrzenie.
Nie zrobiłam tego choć bardzo chciałam. Powstrzymałam się jednak i przytulona z Zaynem poszłam do salonu.
Karty były porozrzucane po całym pokoju. Jace siedział w kącie i czytał jakiś komiks. Louis leżał i nucił coś pod nosem. Niall wraz z Harrym śmiali się, a Rose leżała i lekko się uśmiechała trzymając za rękę swojego chłopaka.
Usiadłam obok Harry'ego, a Zayn otarł niewidzialne łzy i wyplątał się z mojego uścisku.
- Liam?! - wrzasnął Harry, przywołując swojego kolegę, który zjawił się trzy sekundy później. - No to gramy! - uśmiechnął się łobuzersko.
- O czym ty mówisz? - spytałam.
Rose zachichotała cicho.
- Gramy w butelkę - wyjawił Niall. - Wszyscy.
- Co z Jace'm? - zapytałam. - Nie wygląda mi na to, że jest w odpowiednim wieku na takie gry.
Liam usiadł koło Zayna. Louis przyniósł butelkę i rozsiadł się wygodnie, naprzeciwko nas.
- Mamusiu - powiedział Pan Marchewka, wskazując mnie palcem. - Jace czyta komiksy i nie za bardzo interesuje go co tutaj robimy.
Popatrzyłam na swojego braciszka, który właśnie wstał i przyciskając komiks do piersi ruszył po schodach do góry.
- Gdzie idziesz? - zatrzymałam go, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
- Do pokoju - odpowiedział i już go nie było.
Niall wybuchnął śmiechem.
- Jaki grzeczny - powiedział Zayn i uśmiechnął się lekko.
- Cicho bądźcie! - krzyknął Pan Marchewka. - Gramy!
I zakręcił butelką.
Chciałam iść do góry, ale jestem pewna, że albo mi by nie dali albo katowaliby mnie do końca życia, że z nimi nie zagrałam. 
Westchnęłam cicho.
Butelka zatrzymała się wskazując na Rose.
- Uuuu! - Harry klasnął w dłonie, szczerząc się.
- No więc panna Rose... - szepnął Pan Marchewka.
- Wymyśl coś durnego, Louis, a Cię zabiję. - niemal wycedziła to przez zęby.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Powiedz nam co najbardziej lubisz w Harry'm?
- Lubię go całego. - padła natychmiastowa odpowiedź.
Wszyscy zaśmialiśmy się.
Loczek spalony lekkim rumieńcem pochylił się i pocałował namiętnie w usta moją siostrę, która chwilę później zakręciła butelką.
Kolejny był Niall, który musiał zatańczyć kaczuszki. Potem Louis, który musiał nam odpowiedzieć o swoim najszczęśliwszym dniu.
A potem Liam.
Rose przywołała Pana Marchewkę do siebie i wyszeptała mu coś do ucha.
- Okej, okej - westchnął. - Liam.
Chłopak siedział i wpatrywał się znudzonym wzrokiem w swojego kolegę.
- Powiedz nam... lubisz Victorię?
Usiadłam na baczności i zimno wpatrywałam się w Pana Marchewkę.
- Louis - wycedziłam przez zęby.
Udawał, że mnie nie słyszy. Wszyscy patrzyli na Liama oczekując odpowiedzi.
Ten z kolei patrzył na mnie. Przełknęłam wielką gulę w gardle.
- Lubię Victorię. - odpowiedział.
Louis poruszył brwiami.
Wszyscy milczeli jak zaklęci.
''BOŻE JAKIE DUPKI!'' - pomyślałam ze złością.
Rose ziewnęła lekko i poprosiła Harry'ego by zaniósł ją do góry, bo jest zmęczona. Pożegnaliśmy się z nią i patrzyliśmy jak wychodzą.
Louis i Zayn ogłosili, że też idą spać, bo są zmęczeni. Niall poszedł myszkować do kuchni.
Zostałam w salonie sama z Liamem.
- Em... - zaczęłam, natychmiast spalając się rumieńcem. - Też idziesz spać?
- Nie. - odpowiedział.
- To może obejrzymy jakiś film? - zaproponowałam.
Chłopak kiwnął ochoczo głową i uśmiechnął się lekko.
- Chodźmy do mnie - oświadczył.
''Do Ciebie?!'' - pomyślałam z lękiem, ale szepnęłam ''Ok'' i postanowiłam, że zrobię popcorn.
W kuchni jak myślałam zastałam Nialla. Jadł nutellę.
Przewróciłam oczami i zabrałam mu słoiczek, chowając go za plecami.
- Idź stąd Niall - wypędziłam go. - Już dzisiaj zjadłeś swoją porcję nutelli. Wystarczy.
Jęknął cicho, ale wiedząc, że nic nie wskóra powiedział, że idzie spać.
Schowałam nutellę na miejsce i zrobiłam popcorn. Podczas gdy wsypywałam go do miski, Liam przyszedł i wziął colę i kilka batoników.
Ruszyliśmy do jego pokoju.
Szczerze powiedziawszy byłam w nim tylko raz. Podczas zwiedzania domu. Mimo wszystko wiedziałam, że będzie tam czysto i przytulnie.
Usiedliśmy na łóżko i zamiast włączyć film Liam wyciągnął album od jednej z fanek i pokazywał mi poszczególne zdjęcia opowiadając o tym jak się poznali, jak kochają śpiewać.
Wsłuchiwałam się w jego historię i po raz pierwszy od dawna nie czułam zdenerwowania. Czułam się tak... dobrze. Jakbym była z przyjaciółką na kawie.
Zajadając się słodyczami, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Plotkowaliśmy o Louisie i poznałam troszkę jego tajemnic. Dowiedziałam się też, że Zayn ma świetną babcię, która często ich odwiedza i wtedy ma zapasy jedzenia.
- Robi najlepsze w świecie ciasta! - powiedział rozmarzonym głosem.
Zaśmiałam się.
W końcu nasza rozmowa przeszła na inne tory.
Rozmawialiśmy o mnie. I mojej rodzinie.
Po raz pierwszy w życiu tyle komuś o sobie opowiedziałam.Tak, o swoim straszny życiu, ale... Czułam się taka lekka. Liam słuchał mnie z uwagą, nie przerywał mi.
Gdy skończyłam poczułam, że płaczę.
Poleciało tyle wyzwisk w stronę mamy... Przyznałam się mu, że jej nienawidzę.
- Ej - szepnął i podsunął się do mnie. Otarł mi z policzków łzy. - Nie płacz.
Jego oddech mieszał się z moim. Jego czoło oparło się o moje.
- Ona nie jest warta twoich łez - ciągnął. - Człowiek, który zadał ci tyle ran i był twoją matką nie zasłużył na ani jedną łzę. - patrzył prosto w moje oczy. - Tylko popatrz. Udało wam się. Uciekłyście w końcu od tego koszmaru. Tak świetnie sobie poradziliście. Jesteś wyjątkowa, Victorie.
Poczułam dreszcze.
- Co ty gadasz? - mruknęłam cicho.
- Mówię prawdę. Zajmujesz się nami, karmisz nas. Chcesz wszystkich uszczęśliwić lecz nie siebie. Czy ty kiedykolwiek pomyślałaś o sobie? Czy kiedykolwiek przejęłaś się tym, że nie spełniasz swoich marzeń? Czemu chcesz wszystkich dookoła uszczęśliwić lecz nie siebie?
Zatkało mnie.
Wiedział o mnie więcej niż sądziłam.
Miał stuprocentową rację.
Wtem przypomniałam sobie o swojej piramidzie szczęścia.
Czekolada - zjedzona.
Zwiedzenie Londynu - powiedzmy, że w połowie załatwiona.
Zakochać się...
Popatrzyłam w jego oczy i natychmiast w nich utonęłam.
On miał rację.
Uszczęśliwiałam wszystkich lecz nie siebie.
''Czas to zmienić'' - pomyślałam.
Liam przełknął ślinę i ujął moją twarz w swoich dłoniach.
W końcu pochylił się i musnął swoimi wargami moje.
Objęłam go za szyję czując słodycz. Nasz pocałunek był słodki i namiętny.
''To najpiękniejszy sen w moim życiu''.
Oderwałam swoje wargi od jego i zmierzwiłam włosy.
- Kocham Cię - wymruczał mi do ucha, łaskocząc swoim oddechem.
Zamknęłam oczy. Było mi ciepło. Byłam szczęśliwa.
- Ja też Cię kocham, Liam - odpowiedziałam i wtuliłam się w niego. Położyliśmy się i nawet nie wiem kiedy odpłynęliśmy w krainę snów.

  Vicky

wtorek, 22 maja 2012

Rozdział VIII.

Leżałam... Leżałam w białej, długiej sukni na... Na jakimś białym puchu... Miałam wielkie śnieżnobiałe skrzydła... Cała blada... Miałam ogromne sińce pod oczami i ciemne, bordowe usta... Otworzyłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Jakby obudzona z jakiegoś snu rozejrzałam się dookoła... Wstałam... Podeszłam jakby na koniec obłoczka... I zrobiłam o jeden krok za daleko... Spadałam... I spadałam... Aż wpadłam do jakiegoś jeziora... "Nie umiem pływać... Nie umiem pływać..." - przeszło mi kilka razy przez myśl... Zaczęłam panikować... Tonęłam... Tonęłam... Nikt mnie nie słyszał... Chciałam kogoś zawołać, lecz nie słyszeli mnie... Gdy za każdym razem otwierałam usta by coś powiedzieć... Z moich ust wypływały bąbelki powietrza na powierzchnię... Zaczęłam walczyć z wodą... Chcąc wydostać się na powierzchnie... Nie udawało mi się... Chciałam się poddać... Tak bardzo byłam zmęczona... Nic nie widziałam... Tylko cały czas ten sam ciemny błękit... Przecież nic się nie stanie jak się poddam... Nic się nie stanie... Znowu wpadłam w ciemną nicość... I usłyszałam jakiś głośny dźwięk... Nagle usłyszałam krzyki jakiś ludzi "TRACIMY JĄ! TRACIMY! PODAJCIE MI SZYBKO DEFIBRYLATORY! SZYBKO!". Poczułam wielki ból w klatce piersiowej... Jakby przeszła przez nie błyskawica... "BŁAGAM CIĘ ROSE! NIE PODDAWAJ SIĘ! ZRÓB TO DLA MNIE! DLA NAS! TO NIE MOŻE SIĘ TAK SKOŃCZYĆ!" - usłyszałam zachrypnięty i zrozpaczony głos Harry'ego. Czy ja umieram? - spytałam się siebie... Muszę walczyć... Dla Harry'ego... Dla Victorii, Jace'a i dla chłopaków... Kiedy ja dłużej nie wytrzymam... Ten potworny ból... I znowu krzyki ludzi: "JESZCZE RAZ! NIE MOŻEMY JEJ STRACIĆ! NIE MOŻEMY!". Wzięłam wielki i głęboki oddech. I usłyszałam "UDAŁO NAM SIĘ! UDAŁO!". Dobiegły mnie dźwięki intensywnego płaczu i szlochania... Wśród nich rozpoznałam również płacz mojej siostry... A reszta to chyba byli chłopcy... "Nie płaczcie..." - chciałam powiedzieć, lecz nic nie wydobyło się z mych ust... Zaraz potem wszystko umilkło... Teraz słyszałam tylko pikanie jakiejś maszyny... Pikała co jakieś kilka sekund... I wreszcie obudziłam się... Auuuuuu! Jak tu jasno... Zaraz, zaraz... Jestem w niebie? Nieeee, za bardzo wszystko mnie boli... Za bardzo jestem słaba... Wzięłam ponownie głęboki oddech... I wypuściłam powietrze... Po policzkach popłynęły mi słone łzy... Wszystko tak boli... Nie mogłam się powstrzymać... Głośno jęknęłam... Na szczęście jestem sama w tej sali... Nie chcę żeby inni widzieli mnie w tym stanie... W nosie miałam jakieś rurki... Byłam cała podpięta do jakiegoś ustrojstwa... Do żył miałam podpięte jakieś woreczki... Jak to się nazywało... A tak kroplówki... Przełknęłam ślinę... I zerwałam wszystkie te dziadostwa. A tamta maszyna znowu zaczęła tak piszczeć, tylko teraz bez przerwy. Byłam w jakiejś workowatej, białej koszuli. Była mi aż do kolan. Cóż, jakoś muszę się stąd wydostać... Wyszłam na korytarz a tam cała moja paczka siedziała na siedzeniach. W moją stronę biegły dwie pielęgniarki i lekarz. O oł... Uciekamy! Zaczęłam biec... Strasznie zakręciło mi się w głowie... Kiedy przebiegałam koło nich, wszyscy spali. Oprócz Harry'ego który poniósł głowę i patrzył się na mnie jakby zobaczył ducha. Zatrzymałam się i wpatrywałam się w niego, zastanawiając się czemu tak się na mnie patrzy. Przechyliłam głowę, zmrużyłam oczy i nadal analizowałam czemu się tak we mnie wpatruje. Natychmiast wstał.
- Co do? - rzucił przerażony i niepewny. Po czym dostrzegł że sanitariusze mnie gonią i wziął mnie szybko na ręce. Zaczęłam się wyrywać, jak to ja. Po chwili przestałam patrząc na moje ręce... Były całe we krwi... To wszystko przez te kroplówki. Sanitariusze zaczęli coś tam krzyczeć, ale byłam zbyt otumaniona by rozróżnić poszczególne słowa. Harry szybko zaniósł mnie z powrotem do tego pokoju. Yh. Podłączyli mnie, pielęgniarki wyszły a lekarz i Hazza zostali. Przez wielkie okno zauważyłam jak reszta wpatruje się we mnie z przerażeniem. Lekarz wyszedł.
- Coś ty zrobiła?! - zaczął krzyczeć Loczek... Krzyczał coś tam jeszcze ale go nie słuchałam po chwili dodał: "Przepraszam...".
- Co się stało? - spytałam.
- Wylądowałaś w szpitalu... Zaraz po tym jak zemdlałaś, kiedy dowiedziałaś się że Vicky wyszła...
- Ahaaaaaa. Teraz pamiętam! - rzuciłam.
- Jesteś tu z powodu niedożywienia i odwodnienia. Czemu nic nie jadłaś ani nie piłaś?  spytał z troską.
- Ja po prostu nie byłam głodna ani spragniona... I tyle...
- Yh, nie rób tak więcej, dobrze? - wyszeptał czule Harry.
- Dobrze, obiecuję. - odpowiedziałam. A on pogłaskał mnie delikatnie po policzku... Jakbym była z porcelany... I pocałował w policzek... Następnie spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy... I naszą piękną i magiczną chwilę przerwał lekarz... Wygonił Harry'ego z pokoju z pretensjami iż mnie zamęcza i muszę odpoczywać. Pff. Rozmyślałam jeszcze o Harry'm i nawet nie wiem kiedy... Zasnęłam...

                                                                    Rose