wtorek, 29 maja 2012

Rozdział XVI.

Mommy Direction and Daddy Direction się pokłócili i pogodzili. Hm... Ja bym tak nie mogła... Mam za silny charakter... Więc Harry, strzeż się. Powiedziałam że idę się przespać, weszłam na górę i zamknęłam za sobą drzwi. Wyszłam na balkon. Drugie piętro... Nie tak wysoko... Najwyżej złamię sobie nogę, albo coś. Cóż. Czego się nie robi dla samotności... Przeszłam przez barierkę... Okej, czy mi się wydaje... Czy nagle znalazłam się wyżej? Przełknęłam ślinę. Zamknęłam oczy i westchnęłam. Puściłam się barierki i skoczyłam. Chwilę później byłam już na dole. Wylądowałam na czterech łapach... Ale mimo to trochę zabolało. Odwróciłam się, na szczęście nikt mnie nie zauważył. Wszyscy siedzieli w salonie i pili podajże herbatę. Vicky była wtulona w Liama, a ten wąchał jej włosy i uśmiechał się pod nosem. Uśmiechnęłam się diabelsko, nasze zakochane gołąbeczki. Hazza siedział i rozmawiał z Jace'em, który pokazywał mu coś w telewizji. Tym razem uśmiechnęłam się błogo. Dobra, spadam. - pomyślałam i szybko wyszłam z podwórka. Założyłam czarny kaptur na głowę i poszłam w stronę miasta. Nie chciałam żeby ktoś mnie rozpoznał. Chciałam spędzić ten czas sama. Przemyśleć parę spraw. Szłam dalej i wpadłam do jakiejś kafejki. Zamówiłam Latte, poczułam zapach kawy... Momentalnie przypomniał mi się mój najlepszy przyjaciel Simon... Był dla mnie jak prawdziwy brat i ojciec zarazem. Strasznie troskliwy i miły. Ah, ciekawe co on teraz robi. Popatrzyłam na zachmurzone i ciemne niebo. Nie widać Księżyca... Szkoda. Kocham się w niego wpatrywać. Pamiętam jak miałam z Simonem po jedenaście/dwanaście lat i uciekałam na noc z domu, bo oni strasznie się kłócili. Wtedy on uspokajał mnie i pocieszał mówiąc że pewnego dnia ucieknę stamtąd. Patrzyliśmy wspólnie na tarczę Księżyca i gwiazdy. Nadawaliśmy im swoje imiona, gdyż nie znaliśmy prawdziwych. Uciekałam tak prawie co noc. Nawet teraz mając siedemnaście lat uciekałam. Pamiętam jakby to było wczoraj, kiedy byliśmy tam po raz ostatni... Kazał mi przysięgnąć, że nigdy go nie zapomnę. Przysięgłam mu to... Jeszcze dał mi kartkę z numerem telefonu... Żebym zadzwoniła... Jak będę miała telefon... Czekaj, czekaj... Wyciągnęłam z kieszeni dość starych jeansów TĄ kartkę. Z drugiej kieszeni wyciągnęłam moje nowe BlackBerry. Wystukałam numer i zadzwoniłam. Ze zdenerwowania zgniotłam kartkę...

A co jeśli nie będzie chciał ze mną rozmawiać...
Co jeśli znalazł sobie innych przyjaciół i nie ma czasu... 
Albo zapomniał...
Lub chce o mnie zapomnieć...
Może przeze mnie teraz cierpi...
Proszę...
Niech odbierze...
Chcę tylko usłyszeć jego piękny melodyjny głos...
Chcę wiedzieć czy z nim wszystko w porządku...
Chcę wiedzieć czy mnie pamięta...
Czy tęskni...
Jak ja...
  
Z tego wszystkiego nawet nie zauważyłam że wstrzymuję oddech. Sapnęłam i chwilę potem rozległ się jego głos:
- Tak?
- S-s-simon?
- Rozi? Rozi to ty?
- Tak, to ja.
- O mój boże! Jak ja cię dawno nie słyszałem! Opowiadaj co tam u ciebie!
- No... Jesteśmy już w Londynie... I mieszkamy z One Direction w domu. - zaśmiał się, lecz po chwili spoważniał.
- Nie żartujesz?
- Mówię prawdę.
- Wow... - wykrztusił.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę. Powiedział że jak dobrze pójdzie to przyjedzie za niedługo do Londynu.
- Tęsknię za tobą... - wyszeptał czule.
- Ja za tobą też. Zawsze będę.
- Muszę kończyć, pomóc tacie w kawiarni. Zadzwonię wkrótce! Pa!
- Pa!
Skończyliśmy rozmowę. Dopiero teraz poczułam jak łzy ciurkiem spływają po moich policzkach, wytarłam je i dopiłam moje Latte. Wyszłam z lokalu. Nagle ktoś zawołał:
- Ej! Cipriano!
Momentalnie odwróciłam się... Na Boginię! Stał tam James. Szelmowsko opierał się o latarnię i uśmiechał się łobuzersko. Był on wysokim blondynem z chabrowymi oczami. Uśmiechnęłam się do niego radośnie, podbiegłam i uściskałam go. Oddał uścisk.
- James?! Co ty tu robisz?!
- A tak kręcę się po mieście i akurat zauważyłem ciebie. - odsunęliśmy się od siebie. Nie widziałam go jakieś dobre 2-3 lata.
- Widzę że udało ci się uciec. - powiedział. Pokiwałam głową. - Wiedziałem że ci się uda, jestem z ciebie taki dumny. - uśmiechnęłam się serdecznie. Również porozmawiałam z nim tylko chwilkę, ponieważ śpieszyłam się do domu. Wymieniliśmy się aktualnymi telefonami i już miałam odchodzić, kiedy złapał mnie za ramię.
- Odprowadzę cię. - zaproponował, zgodziłam się. Tak dawno nie widziałam mojego kuzyna... Zmienił się. Wyprzystojniał. Ostatnio kiedy go widziałam miał dość dużo pryszczy i był strasznie chudy. Teraz jest bardzo dobrze zbudowany, a po pryszczach nie ma śladów. Podprowadził mnie pod drzwi. Zaprosiłam go do środka, po chwili wahania zgodził się. Wiedziałam że będę miała kłopoty, bo nikt nie wiedział że wychodzę. Ale trudno. Vicky musi go zobaczyć. Nacisnęłam klamkę i weszliśmy. Skierowałam nas do salonu. Wszyscy gdy nas zobaczyli mieli otwarte buzie i posyłali mi zdziwione spojrzenia. Przedstawiłam ich sobie i jak tylko Vi usłyszała jego imię zerwała się. Zaczęła mu się przyglądać i przytuliła się do niego. Spojrzałam na Loczka, siedział ze skwaszoną miną... Był... Zazdrosny... O MNIE?! Eh, wszystko mu wyjaśnię jak James pójdzie. Pogadaliśmy wspólnie razem i kuzyn oświadczył iż musi już iść, bo się spóźni na jakieś spotkanie w sprawie pracy. Gdy tylko wyszedł Hazza złapał mnie za rękę i zaprowadził mnie na górę do swojego pokoju. Jak tylko zamknęły się za nami drzwi zaczął na mnie krzyczeć.
- JAK TY WYSZŁAŚ?! KTO TO JEST?! ZDRADZASZ MNIE?! JAK MOGŁAŚ?! - zaczął krzyczeć tego typu rzeczy.
- Ale... - zaczęłam.
- NIE! NIE CHCĘ CIĘ JUŻ WIDZIEĆ NA OCZY! - moje łzy zaczęły kapać na podłogę.
- To jest mój kuzyn! - krzyknęłam mu w twarz i wyleciałam z jego pokoju. Zobaczyłam wszystkich na korytarzu. Posłałam im przepraszające spojrzenia i wbiegłam do mojego pokoju, zamykając go na klucz. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam ryczeć. Czułam najgorszy ból na świecie... Tak silny...

I'm not a stranger...
No, I am yours...
With crippled anger...
And tears that still drip sore...


Zaczęłam płakać jeszcze bardziej.

I'm tired of feeling so numb...
Relief exists I find it when...
I am cut...


Zaśpiewałam cicho i weszłam do łazienki. Wyciągnęłam żyletkę...
Przyłożyłam ją do nadgarstka... Zamknęłam oczy...
I delikatnie pociągnęłam...

But I do not wannabe afraid...
I do not wanna die inside just to breathe in...
I'm tired of feeling so numb...
Relief exists I found it when...
I was cut...
 

                                       Rose 

3 komentarze:

  1. O matko, o matko!
    Co dalej, co dalej?!
    Czy to musi się kończyć w takim momencie?
    Jeeeeeej, mam nadzieję, że jutro się dowiem, czy się pogodzą!
    Kuuuuuuuurde!
    PS: Zapraszam do siebie:
    http://1dlovesotry.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Szybko dawajcie następną część proszę ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. o mój Boże! dlaczego postąpiła tak pochopnie? rozumiem, kłótnia, ale żeby zaraz żyletka?! o rany, czytam dalej :D

    OdpowiedzUsuń